EN

29.04.2024, 12:34 Wersja do druku

Przepiórskiej teatr osobny

„W maju się nie umiera. Historia Barbary Sadowskiej” Piotra Rowickiego w reż. Anny Gryszkówny w Domu Spotkań z Historią w Warszawie. Pisze Pisze Piotr Hildt, członek Komisji Artystycznej 30. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

fot. Magda Hueckel

Monodram Agnieszki Przepiórskiej W maju się nie umiera. Historia Barbary Sadowskiej był ostatnio prezentowany w Mazowieckim Instytucie Kultury w ramach cyklu „Solo inaczej”. Uczynienie z historii matki Grzegorza Przemyka tworzywa artystycznego, a finalnie przełożenie go na język teatru było procesem wielopoziomowym. Spektakl w reżyserii Anny Gryszkówny powstał we współpracy z Domem Spotkań z Historią w Warszawie i Teatrem Łaźnia Nowa w Krakowie na podstawie sztuki Piotra Rowickiego. W ostatnich kilkunastu latach teksty tego płodnego dramatopisarza wystawiane były głównie przez Piotra Ratajczaka. Scenariusz noszący początkowo tytuł Wkrótce będzie dobrze jest rodzajem rozwinięcia przedstawienia Żeby nie było śladów przygotowanego w 2018 roku w Teatrze Polonia. Ratajczak zaadaptował wówczas tekst Rowickiego na podstawie głośnego literackiego reportażu Cezarego Łazarewicza. 

Pamiętamy sprzed ośmiu lat pracę uhonorowana nagrodą „Nike”, która narodziła się z materiałów dotyczących życia Barbary Sadowskiej, ponoć dość skąpych w wymiarze archiwalnym. Głównym kontekstem narracji było śledztwo prowadzone po śmierci maturzysty Przemyka w wyniku pobicia przez ZOMO w maju 1983 roku. Tytuł jest bezpośrednim nawiązaniem do instrukcji, jaką mieli otrzymać milicjanci prowadzący brutalne przesłuchanie: „bijcie tak, żeby nie było śladów”. Niedawno na podstawie książki powstał także film.

Jeśli chodzi o autonomię literacką, trudno powiedzieć, aby ogólny sposób potraktowania historii – poprzez wyodrębnienie postaci Sadowskiej i tło wydarzeń – był w pełni oryginalny, ponieważ nawiązuje do wcześniejszego projektu sprzed sześciu lat. Niemniej na dużą uwagę zasługuje współczesne ujęcie sztuki osadzonej w innej niż dziś rzeczywistości polityczno-historycznej. Tekst Rowickiego niesie sens nie tylko w przypomnieniu postaci trochę zapomnianej. Także w pewnej kontynuacji trudnego projektu Łazarewicza, poprzez docenienie jego mrówczej pracy w sklejeniu archiwaliów z okresu stanu wojennego. Gęsta rzeczywistość zdarzeń z 1983 roku jest jednak u Rowickiego uboższa niż u Łazarewicza. Brakuje na przykład większego wspomnienia roli Macieja Bednarkiewicza, którego nazwisko pojawia się w scenariuszu tylko raz – a adwokata działającego jako pełnomocnika Sadowskiej miał bać się podobno sam Czesław Kiszczak. Weźmy jednak poprawkę na to, że konieczność utrzymania realiów historycznych rozmywa się w artystycznych prawach autora sztuki. 

Scenariusz Piotra Rowickiego czerpie z inspiracji zarówno faktograficznych, jak i artystycznych. W scenicznej historii o Barbarze Sadowskiej nachodzą się ze sobą przynajmniej dwa światy. Jeden – zamknięty w czasoprzestrzeni historyczno-politycznej, drugi – otwarty w rzeczywistości psychologicznego dramatu matki. Ale jest też świat trzeci: teatralnych kreacji Agnieszki Przepiórskiej. Autorowi udało się fabularne ujęcie głównej postaci. Po pierwsze jest ono wieloznaczeniowe: oto mamy Sadowską jako matkę, jako poetkę i jako zaangażowaną społecznie. Cierpiąca matka jest jednocześnie twórczynią, dla której strata syna jest wpisana w kontekst polityczny szczególnie mocno. Ponadto autor wyraźnie rysuje na tym tle kilka wątków. Ciekawy poprzez swoją niejasność jest choćby stosunek Sadowskiej do wiary i Kościoła: wewnętrzno-duchowy bunt przeciw Bogu z jednej i aktywności społeczne z drugiej strony. Poetka dyskutuje i kłóci się z Bogiem, a jednocześnie angażuje się poniekąd w sprawy kościelne, biorąc udział w komitetach pomocowych i utrzymując kontakt z duchownymi. Przedstawione przez Rowickiego studium cierpienia matki niesie wreszcie religijno-kulturowe skojarzenie z Pietą

Interesująca jest intensywność relacji Sadowskiej na temat śmierci syna. W swojej interpretacji faktów kobieta przyjmuje perspektywę samoobwinienia. „Grześ przecież zawsze był taki nieskoordynowany, chłopak z gitarą, zero sportu! Może gdybym szła za nimi, to bym mu powiedziała: Co robisz! Nie skacz na niego. Przestań się wygłupiać! Albo żeby chociaż włożył trampki. Mogłam tego dopilnować. A tak, wywrócili się. Upadli i zaczęli się śmiać”. W tej scenie Sadowska zdaje się wierzyć w możliwość zapobiegnięcia śmierci Grzegorza, choć innym razem wspomina groźby ze strony funkcjonariuszy związane z jej społeczno-polityczną działalnością. Autor przywołuje słowa cytowane przez Sadowską w wywiadzie dla amerykańskiej telewizji: „Was nie możemy ruszyć, ale syna wam załatwimy”. Komunistyczna bezpieka widziała w młodym Przemyku przedłużenie jego matki i szukała odwetu wobec jej opozycyjnego zaangażowania. Sadowska wspomina syna z czułością, zwracając jednocześnie uwagę na wysoką inteligencję młodego poety, który czytał Rilkego, Wojaczka, Baudelaire’a i Rimbauda.

Obok obrazu cierpiącej matki scenariusz uwypukla wizerunek kobiety samodzielnej. Skłania do interpretacji postaw głównej bohaterki podchodzącej nonkonformistycznie do swoich ról, nie mieszczących się w szablonie mieszczańskiej kobiety czy matki pilnującej domowego ogniska. Poetka sama wychowuje syna (pojawia się również ciekawy wątek ojca jako chłodnego inżyniera), często wychodzi z domu, rzadko gotuje. Razem z Grzegorzem rozmawiają o literaturze paląc papierosy. Nonkonformizm ma również odcienie polityczne wyrażające się w opozycyjności bohaterki. Daleki byłbym jednak od oceny, że standardowy, mieszczański styl życia wielu Polaków w ówczesnym czasie był równoznaczny z powszechną akceptacją reżimowego systemu. Sztuka przedstawia tę ciemną stronę PRL-u, która dla wielu ludzi stanowi jego obraz dominujący. Obraz Sadowskiej jako silnej kobiety – wyrażającej niestandardowe, antymieszczańskie postawy zarówno w domu, jak i poprzez zewnętrzne manifesty – ma wreszcie feminizujący charakter. Widziany dzisiejszymi oczami feminizm nie był w Polsce lat osiemdziesiątych popularny, co sprawia, że w sferze ocennej sceniczny obraz Sadowskiej-kobiety może mieć dwie strony.

Pomimo śmierci syna bohaterka kontynuuje życie, wracając do twórczości poetyckiej i aktywności społecznej na przekór tragedii. Kontakty ze środowiskiem artystycznym są zresztą przez nią wyrażane autoironicznie. Mówi, że bywała w Hybrydach i nie unikała alkoholu, od którego kręciło się jej w głowie. Mowa tu zarówno o warszawskim klubie studenckim „Hybrydy”, jak i de facto Orientacji Poetyckiej Hybrydy – formacji poetów, których debiuty przypadły na wczesne lata sześćdziesiąte. Należał do niej sam Stachura, a na łonie krytyki jej działalność komentowali najwięksi – Wyka, Rogoziński, Sławiński. Poetka cytuje nawet jednego z nich: Charakterystyczna dla Sadowskiej jest składnia, anakoluty, inwersje, terror metonimii i synekdochy, niegramatyczności zamierzone i uparte, często natrętne, wtrącenia i aluzje, a także brak jakiegoś określonego schematu kompozycyjnego wiersza. Nie tylko w stosunku poetki do swojej twórczości wiele jest autentyzmu.

Ubogą scenografię tworzą tylko dwa krzesła, powieszona na jednym z nich kurtka oraz ekran do wizualizacji. Aktorka ma perukę (którą zdejmuje w trakcie), jest ubrana w strój utrzymany w stylistyce jakby peerelowskiej – na poziomie wizualnym to jedyne, delikatne nawiązanie do tamtego czasu. Fiolet swetra komponuje się z przyciemnionym oświetleniem sceny, a kolorowe spodnie podkreślają pewność siebie Sadowskiej. Bohaterka nie za bardzo ma się czego chwycić, opiera się tylko na krześle albo łapie za papierosy. Nie pozostało jej nic; jedynie smutek, siła charakteru i potrzeba ekspresji. 

Dramaturgia tekstu jest wciągająca. Dzięki sile teatru Barbara Sadowska przemawia ustami Agnieszki Przepiórskiej – tak też konstrukcja tekstu jest dyktowana subiektywnością wypowiedzi głównej postaci. W konsekwencji sposób prowadzenia opowieści na poziomie scen nie jest kierowany chronologiczną linearnością: Rowicki przedstawia Barbarę z różnych punktów widzenia i klei poszczególnie tematy będące strzępami jej pamięci. W zasadzie poszczególne wątki nie wyróżniają się czy nie przyciągają, ale to, co na pierwszy rzut oka może być słabością – jest tu efektem pozytywnym, tworząc integralną, zamkniętą całość. Połączenie narracji historycznej i psychologicznej powoduje, że inscenizacja niesie głębokie wartości tematyczne. Monodram według postaci matki Przemyka – osoby realnej i publicznej, poetki swojego czasu docenianej – jest trafionym rozwiązaniem artystycznym, a oddanie głosu wyłącznie Sadowskiej to pomysł udany, choć też niepozbawiony teatralnego ryzyka. Drugi bohater bowiem, żyjąc w głowie Barbary i jaskini jej matczynych wspomnień, jest jako punkt wyjścia lub nawet główny przedmiot zainteresowania niewidoczny, scenicznie nieobecny. 

Pierwszoplanowa postać jest dobrze poprowadzona również na poziomie reżyserii i wykonania, a konstrukcja podkreśla bogate walory sceniczne dające okazję obejrzenia intensywnej i solidnej kreacji aktorskiej. W maju się nie umiera (podobnie jak Nazywam się Anna Walentynowicz, Teatr Łaźnia Nowa, Kraków) to rodzaj monodramu dokumentalnego, co odróżnia go od kreacji innych polskich monodramistów. Wykonawczyni buduje jednak kreację w sposób autorski, bez konieczności wiernego odzwierciedlenia realnej postaci. Tekst bardzo dobrze układa się w ustach aktorki, która ma własny styl. Przepiórska gra, dynamicznie wyrzucając tekst. Sprawia wrażenie, że opiera swoją sztukę monodramu na szkole wywiedzionej ze słowa, tak jakby grała mówieniem bez zbędnej psychologizacji. To paradoks, że taka specyfika kojarzy się z grą Mai Komorowskiej czy Zofii Kucówny, a Przepiórska nie była ich uczennicą. Ukończyła szkołę teatralną w Petersburgu. Istotnym elementem przedstawienia jest bliskość fizycznej relacji z odbiorcą: aktorka wykorzystuje kameralność, aby zbliżyć się do widzów na jak najmniejszą odległość. Do niektórych podchodzi, jedną z osób chwyta za rękę.  

Obsadzenie Agnieszki Przepiórskiej w roli Barbary Sadowskiej stało się naturalnym gestem po tym, jak właśnie ona zagrała matkę Przemyka w spektaklu w Polonii. Najprawdopodobniej scenariusz powstał też pod jej kątem – jeśli spojrzeć na fakt, że przedstawienie jest elementem serii projektów Rowickiego, Gryszkówny i Przepiórskiej. Co więcej, aktorka miała nie kryć zainteresowania rozwinięciem postaci z Żeby nie było śladów w 2018 roku. Trudno sobie wyobrazić, aby sztuka Rowickiego trafiła w inne ręce. Artystka tworzy dziś fenomen swojego teatru osobnego jako zjawisko rzadkie w skali kraju. Zwłaszcza, że teatr jednego aktora przylgnął do innego pokolenia wykonawców (dziś już prawie sędziwych). Monodram liczy sobie niespełna rok, a Agnieszka Przepiórska otrzymała już za swoją kreację szereg wyróżnień. Żeby spojrzeć na przyznaną przez Miesięcznik „Teatr” prestiżową Nagrodę im. Aleksandra Zelwerowicza dla najlepszej aktorki poprzedniego sezonu, podwójną nagrodę na Toruńskich Spotkaniach Teatrów Jednego Aktora, a także na Festiwalu Sztuki Aktorskiej Teatropolis w Łodzi. Artystka nagradzana była między innymi za szczególnie wysoki poziom aktorski i wierność przesłaniu autora, spektakl gościł też na ważnych festiwalach teatralnych. Jest grany, podobnie jak inne monodramy aktorki, w niewielkiej przestrzeni niewymagającej zaawansowanych warunków technicznych. Dzięki temu idealnie nadaje się do prezentacji w różnych miastach, o co twórcy regularnie dbają.

*** 

Piotr Rowicki W MAJU SIĘ NIE UMIERA. HISTORIA BARBARY SADOWSKIEJ. Reżyseria: Anna Gryszkówna, scenografia i kostium: Alicja Patyniak-Rogozińska, muzyka: Michał Lamża, reżyseria świateł i wideo: Michał Głaszczka, konsultacja merytoryczna: Cezary Łazarewicz. Prapremiera w Domu Spotkań z Historią w Warszawie 15 maja 2023, premiera w Teatrze Łaźnia w Krakowie 21 czerwca 2023. 

Źródło:

Materiał własny

Autor:

Piotr Hildt

Wątki tematyczne