TAK się złożyło, że z tekstem i kształtem scenicznym "Przepióreczki" Żeromskiego zetknęłam się po raz pierwszy na przedstawieniu w Teatrze Narodowym (wstyd...). Zachęcona entuzjastycznymi recenzjami - "Wróciła nam Przepióreczka" - oraz znakomitą obsadą - ulubieni aktorzy: Mikołajska i Holoubek, szłam nastawiona optymistycznie na "świeży odbiór emocji artystycznych". Tymczasem w miarę rozwoju akcji, ze sceny na scenę, z aktu na akt - doznawałam coraz silniejszego uczucia nieautentyczności tego, co się działo, a równocześnie czułam, że nie jest to wina aktorów. Nagle - olśnienie: przecież schemat sytuacyjny "Przepióreczki" jest uderzająco zbieżny ze schematem - "Damy Kameliowej". Tam bohaterka, tu bohater udają, że są czymś, czym nie są, grają wielką role, aby przez ofiarę "ocalić dobrą sprawę". W melodramacie romantycznym Dumasa-ojca Antony w słynnym finale na prośbę swej kochanki zabija ją, byle ocalić jej "skalaną cnotę" od cien
Tytuł oryginalny
"Przepióreczka" z kameliami
Źródło:
Materiał nadesłany