- Fundamentem pracy dla PiS jest mój zawód. Nauczyłem się bycia dziennikarzem radiowym, dziennikarzem i reżyserem telewizyjnym. Robiłem radiowe audycje, telewizyjne reportaże. Znajomi poprosili mnie, żebym zrobił spot. Zrobiłem jeden, potem drugi. Robiłem to z przyjemnością. Gdybym to robił dla innej partii, to ze wstrętem (śmiech).
Jest pan aktorem, a aktora pyta się, dlaczego został aktorem, czy marzył o tym od dziecka. Jak było w pana przypadku? - Nie było tak, że o aktorstwie marzyłem od dziecka. W trzeciej klasie liceum trafiłem do teatru amatorskiego z wielkimi tradycjami. W tym teatrze swoją aktorską przygodę zaczynała Zofia Rysiówna, znakomita aktorka, legenda polskiej sceny teatralnej. Zagrałem tam Głodomora w "Odejściu Głodomora" i zacząłem na poważnie myśleć o aktorstwie. Jeździłem z Nowego Sącza, gdzie mieszkałem, do Krakowa, ponad 100 kilometrów pekaesem, żeby oglądać spektakle w krakowskich teatrach. Chodziłem do Teatru Starego, Teatru Ludowego, Teatru Stu. Spałem u siostry, potem wracałem pekaesem do domu. Tak się zdarzyło, że za pierwszym podejściem dostałem się na wydział aktorski do krakowskiej Wyższej Szkoły Teatralnej, którą ukończyłem w 1990 roku. Moim mistrzem był Jerzy Trela, a uczyli mnie tacy mistrzowie jak: Krzysztof Globisz, Marta Stebnicka