"Szczęśliwe dni" w reż. Piotra Cieplaka Teatru Polonia w Warszawie gościnnie w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
W szlafroku w poziomki wygląda uroczo, znacznie lepiej niż w szatach z bandaży. I lepiej mu w słomkowym kapeluszu. Tamta czapa pachnąca okopami, na bakier pochylona á la wieża w Pizie - nie była w dobrym guście. Tak, w szlafroku w poziomki Stary Wiarus wygląda bosko... Stary Wiarus? Nie chce być inaczej. Lity Stary Wiarus. A ludzie mówią, że to był Willie, bohater "Szczęśliwych dni" Samuela Becketta. Dziwne. Ludzie jednak bywają zdumiewający. W "Warszawiance" Wyspiańskiego bohaterski ten dziadek leśny wczłapywał na scenę z karabinem w garści. Tu taszczy zydel. A jak wtaszczy i zasiądzie - sedno przedstawienia jasne się staje. Poziomki i twarz Wiarusa zdają się pytać: gdzie wędka? Rower jest? Jest. Z tyłu sceny czeka grzecznie. Jest chęć wędkowania? Rzecz jasna. A rzeka? Oczywiście. Obok Domów Spokojnej Jesieni - a właśnie tu opowieść się toczy - zawsze cieknie jakaś struga. Szemranie uspokaja. I pstrąg czasem ogonem miły plusk na