Thorton Wilder nieoczekiwanie stał się dostawcą repertuaru Współczesnego. Po premierze "Długiego obiadu świątecznego" Maciej Englert przedstawił - tym razem na dużej scenie - "Nasze miasto", sztandarowy dramat pisarza, ale ostatnio mniej chętnie grywany. Dostrzegano w nim niegdyś niepokojącą nitkę metafizyczną, ale dzisiaj ten właśnie motyw okazał się najbardziej martwy. Potwierdziła to i ta premiera: scena z duchami na cmentarzu oraz sekwencja ukazująca powrót nieboszczki do świata żywych irytują dzisiaj sentymentalizmem i mgławicową metaforyką. A jednak trud inscenizacji "Naszego miasta" nie okazał się daremny. W dramacie Wildera ocalała przede wszystkim aura przemijania jako odwieczna metafora ludzkiego losu. A do tego także magia teatru - powoływanie na scenie minionych już światów, budowanie teatru pamięci i posługiwanie się "scenografią" akustyczną. Ten do pewnego stopnia ryzykowny pomysł okazał się nadal płodny. Mogło to grozić
Źródło:
Materiał nadesłany
"Trybuna" nr 171