Z tajemnicy uczyniono oczywistość, momentami męczącą. To, co na poziomie języka wydawało się zagadką, mroczną historią i niedomówieniem, na scenie stało się aż nazbyt dosłowne - o "Kompozycji w słońcu" w reż. Ingmara Villqista w Teatrze Miejskim w Gdyni pisze Anna Bielecka z Nowej Siły Krytycznej.
Najnowszą sztukę Ingmara Villqista lepiej się czyta niż ogląda. Ten pierwszy przywilej nie wszystkim przypada jednak w udziale, ponieważ "Kompozycja w słońcu" powstała w lutym na zlecenie Teatru Miejskiego w Gdyni i czeka jeszcze na publikację. Ci natomiast, którzy jednoaktówkę widzieli, bardzo szybko zorientowali się, o co chodzi. A chyba nie takie było założenie dramaturga. Świat, w który wprowadza Villqist jest mroczny i pełen niedomówień. Drzemią w nim jakieś obce, nieznane tajemnice przeszłości, pytania pozbawione jednoznacznych odpowiedzi, które nieudolnie z mniejszą bądź większą świadomością stawiają sobie bohaterowie. Żyjąc pod jednym dachem od wielu lat w starym opuszczonym domu, który wkrótce ma ulec zniszczeniu, skazani są tylko na siebie. Czterdziestoletnia Trudi i jej rówieśnik Eugen nigdy nie widzieli nieba, nigdy nie poczuli ciepła słonecznych promieni i nigdy nie dotknęli ziemi. Świat za oknem zasłonięto im grubymi ko