Najkrócej jest to opowieść o "przygodzie" słynnego stołecznego architekta (profesja nie ma tu żadnego znaczenia), który znalazłszy się przejazdem w miasteczku Ungur, gdzieś na Uralu (realia geograficzne również są nieważne), spędza noc z przypadkowo poznaną dziewczyną. Dla niego jest to epizod najzupełniej banalny, bo trudno uwierzyć, by u tego rodzaju człowieka, który zresztą następnego dnia odlatuje na drugi koniec świata, pozostało po nim coś więcej niż wspomnienie. Co innego ona: dziewczyna, dla której parę godzin spędzonych z przybyszem z Moskwy jest przeżyciem rozpaczliwie przejmującym; dni, które po nim nadejdą, wydawać się będą jeszcze bardziej szare i beznadziejne. Jak widać, problemy, które przebywają bohaterowie opowieści Leonida Zorina pt. "Przejazdem", pokazanej w Teatrze Poniedziałkowym, trudno nazwać odkrywczymi. Jest jednak w tej sztuce - jak zwykle zresztą u autorów radzieckich - sporo liryzmu i prawdy o człowieczym los
Tytuł oryginalny
Przejazdem
Źródło:
Materiał nadesłany
Głos Wielkopolski nr 265