W ciemności. Garstka wynędzniałych Żydów w panice przeciska się przez wąziutkie gardło kanału. Za nimi ukraińscy policjanci polują na uciekinierów z rozstrzelanego getta we Lwowie, przed nimi - śmierdząca, zarobaczona dziura, w której będą jednak bezpieczni. Kamera pokazuje zaciśnięte z wysiłku usta, palce drapiące czarny mur, buty ślizgające się po mokrej cegle. Ktoś się kaleczy, ktoś nerwowo napiera z tyłu. Nagle jedna z kobiet klinuje się w kamiennym przesmyku, jest za tęga, jak się okaże - nosi w brzuchu dziecko. Potem, jak wiele żydowskich matek, udusi niemowlę, by jego płacz nie zdradził kryjówki. Potem zapadnie się w sobie i, jak cała reszta, przeżyje prawdziwy potop. Teraz - krzyczy ze strachu, bezradności, wściekłości. Widziałem już podobną scenę. Nie, to nie był"Kanał" Andrzeja Wajdy, ale "Historyja o Chwalebnym Zmartwychwstaniu Pańskim" wyreżyserowana przez Piotra Cieplaka. W przedstawieniu Jezus schodził do piekieł, by
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr