"Sonata jesienna" w reż. Eweliny Pietrowiak w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w Dzienniku.
Reżyser Ewelinie Pietrowiak należy się szacunek za wybór repertuaru, ale "Sonata jesienna" Bergmana wwarszawsldm Ateneum zbyt często przypomina mieszczański teatr kulturalnej konwersacji. Pietrowiak imponuje uporem. Na debiut w teatrze Ateneum wybrała "Pokojówki" Geneta, tworząc z nich spektakl bolesny, nie roniący nic z ostrości myśli pisarza. Potem sięgała po Ibsena, teraz przyszła pora na Bergmana. Trudno celować wyżej. Porównanie ze słynnym filmem z Ingrid Bergman i Liv Ullmann dla twórców warszawskiego przedstawienia musi okazać się mordercze. Nic w tym dziwnego, nie każdy rodzi się Bergmanem, który aktorki miał jedyne w swej klasie. Droga jest więc inna - pozostając wiernym literze scenariusza, który, co rzadkie, jest jednocześnie wybitną literaturą, nasycić scenę własnym bólem. Pójść tak daleko, jak się da. Odrzucić chęć podobania się sobie i widzowi. Wtedy "Sonata jesienna" zbliży się do oryginału. Czuć będzie trujący jad każ