Hity popkultury, blichtr, blask i Broadway. Zalatuje czymś niestrawnym a przynajmniej wydaje się mocno podejrzane. Czy rzeczywiście? - o "HollyDay" w reż. Michała Siegoczyńskiego w Teatrze Studio pisze Jan Ensztein z Warsztatu Krytyka Teatralnego Instytutu Teatralnego w Warszawie.
Główną postacią opowiastki Michała Siegoczyńskiego jest wzorowana na bohaterce "Śniadania u Tiffany'ego" Holly (Magdalena Boczarska). Pochodzi z bliżej nieokreślonego miejsca na prowincji, jej twarz zostaje wybrana do reprezentowania znanego magazynu "Starlight". Przyjeżdża do Nowego Jorku i zaczyna się jej wymarzona kariera w showbiznesie. Wprowadza się do nowo poznanego sąsiada, Freda (Piotr Wawer) i od razu wpada w wir ekstrawaganckiej zabawy w towarzystwie nowojorskich grubych ryb i przystojniaków. Krótko: nie brzmi to zbyt zachęcająco, śmierdzi banałem, że aż strach. Scenografia dosyć niesprecyzowana, niby umiejscowiona w nowojorskim mieszkaniu. Na proscenium jego wnętrze: kuchnia, kanapy, barek. W głębi sceny palmy oraz telebim, gdzie widać wizualizacje twarzy Marylin Monroe. Przestrzeń Studia jest kompletnie niewykorzystana. Akcja spektaklu rozgrywa się zazwyczaj na kanapach blisko widowni. Wnętrze sceny potrzebne jest Siegoczyńskiemu tylko raz. G