KOMPLEKS EDYPA Telewizja pokazała nam "Króla Edypa" Sofoklesa (reż. Jerzy Gruza) nie tylko w przekładzie odarchaizowanym (tłum. Stanisław Dygat: z przekładu francuskiego), ale i w "konfekcji miarowej", jak pisze recenzent ODGŁOSÓW. Oczywista okazja do euforii zachwytu (częściowo już się stało). Dziwne my ludzie. Raz pokpiwamy sobie z "Hamleta we frakach", kiedy indziej - jak teraz KTT w KULTURZE - cieszymy się, że Edyp "bez prześcieradeł". Raz się rozpływamy nad tym, że jakiś właśnie odgrzebany Herakliusz Lubomirski tak nas cieszy krzepką staroświecczyzną (zapewne pisano też: "współczesną"; przysięgać nie będę, bo nie pamiętam), kiedy indziej kapitulujemy kracząc, że jakoby "chcemy czy nie chcemy, zbliżamy się szybko do granicy całkowitej niezrozumiałości dawnych pisarzy" - jak pisze w tejże KULTURZE Jan Szeląg. (Tu uwaga marginesowa: jeśli to ma być prawda, czym wytłumaczyć renesans zainteresowań Sępem Szarzyńskim, poetą arcystar
Tytuł oryginalny
Przegląd prasy
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Literackie nr 41