Co roku na przedwiośniu opolski świat kultury rozpala kwestia być albo nie być Konfrontacji. I stał się cud jakiś. Minister najpierw odmówił, potem dał pieniadze. Marszałek mówił, że nie ma, ale znalazł i to tyle samo, co minister. Zwolennicy spiskowej teorii dziejów suflują, że to wszystko cud czasu przedwyborczego. Wszak sam pan minister wybiera się w europosły z naszego regionu, a wśród wyborców są też teatromani - pisze Iwona Kłopocka w Nowej Trybunie Opolskiej.
W tym dramacie główną rolę odgrywają pieniądze. I płynie z Opola do stolicy sygnał, że Konfrontacje "być", jeśli minister kultury "dać". Od dawna uważam, że to zły scenariusz, a osoby dramatu: władze regionu, miasta i samego teatru powinny sobie najpierw szczerze odpowiedzieć na pytanie, czy Konfrontacje chcą naprawdę mieć. A jeśli tak, to czy stać je nie na teatralne pozy, ale prawdziwy gest - sięgania wpierw do własnej kieszeni. I stał się cud jakiś. Minister najpierw odmówił, potem dał. Marszałek mówił, że nie ma, ale znalazł i to tyle samo, co minister. I jeszcze udało się nakłonić służby prezydenta miasta, by zechciały przynajmniej zastanowić się nad zasileniem budżetu imprezy. To już postęp, bo do tej pory miasto traktowało Konfrontacje eksterytorialnie. Zwolennicy spiskowej teorii dziejów suflują, że to wszystko cud czasu przedwyborczego. Wszak sam pan minister wybiera się w europosły z naszego regionu, a wśród wyborców są