Organicznie nie cierpię adaptacji, czego zresztą nigdy nie starałem się ukrywać: jako tako trawię jeszcze adaptacje filmowe (zwłaszcza, że nie będąc recenzentem, mogę omijać co bardziej nieznośne), natomiast na teatralnych zazwyczaj zwijam się z bezsilnej wściekłości. Człowiek jest jednak mocny i wiele może przetrzymać: nie tak dawno odcierpiałem okropieństwa "Ogniem i mieczem" (chwała radzie repertuarowej, że nie zgodziła się na dalsze paskudzenie "Trylogii"), co zaś do Żeromskiego, to moje uczulenie datuje się jeszcze od czasów rzewnokiczowatej "Wiernej rzeki", którą uczciwie schlastałem, za co miałem zresztą tzw. "nieprzyjemności towarzyskie...". Jedyną pociechą był dla mnie fakt, że Ewa Mirowska - podówczas bardzo niedobra - w zadziwiającym tempie zaczęła "dojrzewać" z premiery na premierę; tu prowadzącą rolę Cezarego Baryki objął BOGUMIŁ ANTCZAK aktor w pełni już ukształtowany i bezspornie utalentowany; ale i on zrobił jak g
Tytuł oryginalny
"Przedwiośnie" metodą black-outów
Źródło:
Materiał nadesłany
Express Ilustrowany nr 278