Nie da się ukryć: lato tegoroczne było długie, słoneczne, gorące; komu w takich czasach chciało się chodzić do teatru? Wielu jednak chciało, ale nie tylu, żeby mogli wzbudzić gniew opinii na to, że zespoły na urlopie, a sceny zamknięte. Albo że się teatry obijały od ściany do ściany, jak się to przydarzyło "Rozmaitościom" na Marszałkowskiej, które od podniosłego "Promieniowania ojcostwa" zawędrowały do komedyjki, zatytułowanej zachęcająco "Czy masz ochotę na miłość?". A niech sobie. Tak było mniej więcej w całej Polsce, a nie tylko w Warszawie. Nawet gościnna Schaubuhne Am Lehniner Platz z "Oresteją" tylko na krótko rozpaliła najgorętszych miłośników teatru. Ale pomału, w miarę jak robiło się chłodno, ocieplały się sale teatralne, wznowiono widowiska, które jak meteory zabłysły na początku upalnego lata, żeby właściwy żywot rozpocząć w jesieni. Spośród nich naczelne miejsce przypada "Krakowiakom i góralom" w Narodowym,
Źródło:
Materiał nadesłany