"Czekając na Godota" w reż. Antoniego Libery w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze adz w Tygodniku Solidarność.
Prawie pusta scena. Kamień, drzewo, dwóch odzianych w przechodzone marynarki i pomięte meloniki bohaterów. Dwa prawie identyczne akty. Dwa prawie identyczne dni. A oni wciąż czekają. Nic nie robią. Rozmawiają o niczym. To Gogo i Didi. I wciąż nieobecny Godot. Do Teatru Narodowego warto iść w pierwszym rzędzie dla samej sztuki Becketta. Mistrz teatru absurdu w niesamowity sposób uchwycił ludzką niemoc, sytuację człowieka, który żyje nadzieją i nic nie potrafi zrobić. W sferze fabuły w "Czekając na Godota" nic praktycznie się nie dzieje. Bohaterowie przez całą sztukę rozmawiają, ale ich rozmowy w żaden sposób nie wpływają na rzeczywistość. Rozmawiają, aby zagadać czas. I właśnie słowo jest tu najważniejsze. Dzięki niemu dużo dzieje się w warstwie metafizycznej. W drugiej kolejności warto zobaczyć sztukę dla Zbigniewa Zamachowskiego jako Gogo i Wojciecha Malajkata jako Didi. Na końcu proponuję iść na Liberę. Jego realizacja sceniczn