Kiedy usłyszałem, że Janusz Wiśniewski przygotowuje "Fausta", byłem pewny, że z aktorami Teatru Nowego w Poznaniu powróci do inscenizacji z Dusseldorfu, która przyniosła mu entuzjastyczne recenzje i została okrzyknięta wydarzeniem. Wiśniewskiemu na szczęście nie zależało na odcinaniu kuponów. Poznański "Faust" znacznie się różni od inscenizacji niemieckiej. Jest opowieścią kameralną. Jak zauważono po premierze, główny bohater, grany przez Mariusza Puchalskiego, został zdjęty z koturnów i posadzony na krześle obok współczesnego widza. Reżyser spektaklu - wysmakowanego plastycznie także dzięki kostiumom Ireny Biegańskiej, z muzyką Jerzego Satanowskiego - sytuuje swoją opowieść w szczególnym okresie - podczas nocy po złożeniu do Grobu ciała Chrystusa, a przed świtem Zmartwychwstania. Wtedy właśnie -jak przypomina - budzą się wszystkie złe moce, wzrasta niebezpieczeństwo, ale też rośnie nadzieja. Przeciwnicy teatru Wiśniewskiego doszu
Tytuł oryginalny
Przed świtem zmartwychwstania.
Źródło:
Materiał nadesłany
Foyer nr 6