Posłowie nasi lubujący się w języku wykwintnym i krągłym przy podobnych okazjach zwykli zwracać się do społeczeństwa z namaszczonym twierdzeniem: "Oto wchodzimy w nowy rok 1996 i spodziewamy się..." - tu milkną, bo nie wiedzą, czego mogą się spodziewać w dookolnym mętliku politycznym. Mnie chodzi o sprawę znacznie prostszą, smutną i poważną zarazem. Nie tyle wchodzę, ile wpełzam w ostatnie pięciolecie millenium jeszcze świadom życia, bo gdybym nawet przekroczył datę 2000, to w stanie - jak mówią poznaniacy - "pierdoły nadającego się co najwyżej, po zmieleniu przez maszynkę, na pokarm dla świnek morskich". One może nawet będą tym poruszone, aliści mnie nic już owe zmiany materii nie będą interesowały. Zdaje mi się natomiast, jako że przez cały żywot czułem się Polakiem i jak Polak starałem się postępować, iż winienem na odchodnem małą spowiedź Rodakom, żeby mieli niejaki podkład do obsmarowywania mej p
Tytuł oryginalny
Przed konfesjonałem narodu
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 51