Po przyznaniu tegorocznej Nagrody Nike Tadeuszowi Słobodziankowi za dramat "Nasza klasa" większość komentatorów-amatorów skwitowała werdykt jury następująco "Ach, to ten dramat o Jedwabnem!". By zaraz uzupełnić tę etykietkę o przypuszczenie, iż w gruncie rzeczy była to swoista rehabilitacja za nieuhonorowanie książki Jana Tomasza Grossa "Sąsiedzi", która znalazła się w finale konkursu w roku 2001 i była pierwszą publikacją ujawniającą zbrodnię, której w Jedwabnem dopuścili się Polacy na Żydach. Coś z pewnością jest na rzeczy - pisze Marta Mizuro w Odrze.
Od wydania "Sąsiadów" minęło dziesięć lat, sprawa nie budzi już takich kontrowersji, a jeśli nawet, to sprowadzają się one do rachowania, ile właściwie było ofiar zagłady w Jedwabnem: tysiąc siedemset czy "tylko" trzysta pięćdziesiąt? Jakby zredukowanie liczby zabitych automatycznie umniejszało winę sprawców. I jakby antysemityzm w Polsce odszedł do historii. Właśnie to, że ciągle funkcjonuje - choć oczywiście na mniejszą skalę, co wiąże się przecież ze znaczącym zmniejszeniem żydowskiej populacji w Polsce - stanowi wystarczające potwierdzenie tej winy. W swojej sztuce Słobodzianek nawet nie określa miejsca akcji, ale na końcu uczciwie przywołuje książki Grossa i innych autorów zajmujących się później tą sprawą. Całe novum polega więc na sile artystycznego wyrazu, która w tym sposobie opowiedzenia o Jedwabnem musiała się jurorom wydać większa niż w przekazie niesionym przez "Sąsiadów". Z czymś tak niemierzalnym raczej trudno