MAM sympatię do tego przedstawienia wbrew krytycznym ocenom krakowskich recenzentów. Sądzę, że są oni wciąż zniewoleni kryteriami i przyzwyczajeniami minionej epoki, w której liczył się nade wszystko tzw. wydźwięk publicystyczno-polityczny. Chwała Bogu, teatr już nie musi spełniać serwitutów społeczno-moralnych czy wręcz moralizatorskich. Może wreszcie i powinien być dziedziną sztuki, polem, w którym mówi się metaforami i symbolami o najtajniejszych głębiach ludzkiej egzystencji, bez socjologicznych i politycznych odniesień. Przez dziesiątki ostatnich lat wmawiano za pomocą sztuki różne konieczności podporządkowania się wymogom socjologicznym, biologicznym i psychologicznym. Także teatr uległ tym presjom. Wreszcie w teatrze pojawiło się coś programowo nowego, ostentacyjnie niemal przeciw takiemu spłaszczeniu ludzkiej egzystencji. Chyba dlatego młody człowiek teatru, tłumacz, adaptator i reżyser w jednej osobie, Krzysztof
Tytuł oryginalny
Przeciw pospolitości
Źródło:
Materiał nadesłany
Słowo-Dziennik Katolicki Nr 48