Gdy trywialność doprawiona aktualnym politycznym mięsem otrzymuje prawo wyłączności, a pusty śmiech miesza się z żenadą, trudno mówić zarówno o dobrej zabawie, jak i o sensownej dyskusji - o "Sejmie kobiet" w reż. Mikołaja Grabowskiego w Starym Teatrze w Krakowie pisze Gabriela Detka z Nowej Siły Krytycznej.
Karnawał czas zacząć! Możemy swobodnie folgować uciechom cielesnym, nie martwiąc się o konsekwencje swoich czynów, których niestosowność w każdym innym okresie mogłaby nieść za sobą surowe konsekwencje. Cała władza w ręce błaznów! Przez najbliższe tygodnie polityczna poprawność musi potulnie ustąpić miejsca wszelkiej drwinie, satyrze i przebierankom, a to wszystko z cudownym poczuciem nieograniczonej społecznymi konwenansami swobody. Duch trywialnej wesołości i rubasznej karnawałowej beztroski, wdarł się na deski Starego Teatru za sprawą "Sejmu kobiet" Arystofanesa w reżyserii Mikołaja Grabowskiego. Chociaż tekst stanowiący kanwę przedstawienia liczy sobie niemal 24 stulecia, to miał brzmieć ze sceny na wskroś współcześnie, ostro atakując zarówno aktualną sytuację społeczno-polityczną w Polsce, jak i próby waloryzacji jednej płci. Twórcy "Sejmu kobiet" usiłowali dotknąć problemu utopijności różnych systemów władzy, przedstaw