Obdarzony certyfikatem szczerości i bezpośredniej prawdy, "Kronos" urasta do rangi ostatecznego weryfikatora dla innych opublikowanych utworów. Staje się niejako ostateczną inskrypcją, w której portret autora odcisnął się jakoby najwierniej, niczym w całunie. Lekturze jego kart towarzyszyło zatem niejednokrotnie rozczarowanie, pogłębione dodatkowo oczekiwaniami nadmiernie wyśrubowanymi w toku kampanii promocyjnej - pisze Michał Lachman w Dialogu.
1. Kiedy z początkiem 2012 roku wszystkie dzieła Jamesa Joyce'a znalazły się w domenie publicznej, nie tylko wśród badaczy jego twórczości, ale i aktorów, artystów oraz miłośników pisarstwa autora "Ulissesa" zapanowała niepohamowana radość. Przez lata wnuk wielkiego pisarza, Stephen Joyce, maltretował świat akademicki, teatralny i artystyczny sądowymi pozwami, zastraszając procesem i karami finansowymi wszystkich, którzy pragnęli zacytować chociażby niewielkie fragmenty z dzieł słynnego Irlandczyka. Tuż przed dwunastą 31 grudnia 2011 roku, a więc na kilka minut przed ustawowym końcem obowiązywania praw autorskich do twórczości Joyce'a, na jednym z portali poświęconych sztuce awangardowej (UbuWeb) ukazał się wpis "Fuck you Stephen Joyce" oraz informacja, że od tego momentu każdy możne dowolnie dysponować zawartością dzieł tego klasyka światowej literatury(1). Z Witoldem Gombrowiczem sprawa przedstawia się z pewnością inaczej, chociaż i