Spektakl zaczyna się w hallu teatru, w dusznych oparach kadzidlanych, wśród labiryntów ze zniczy. Po wejściu na widownie okaże się jednak, że nie będzie to żaden "obrzęd świętokradzki", a zwyczajne polskie wspominki z elementami horroru. Przestrzeń sceniczna, wykreowana przez Roberta Rumasa, kojarząca elementy polskiego teatru monumentalnego z mocno zapyziałą prostotą współczesnych świątyń katolickich, jest chwilowo pusta. Z dymów kadzidlanych rozpraszanych mdłym poblaskiem świetlówek wyłania się niedbale powalony na podłogę wielki krzyż. Widać, że ciasno mu tutaj, że nie mieści się w tym wnętrzu. Ale też jest pewnie zbyt ciężki i niezgrabny, by go wynieść, będzie więc w razie potrzeby służył i za ambonę, i za estradę, i za stół biesiadny. I tak jest już tylko zwalistą bryłą, pustą formą bez treści, zdesakralizowanym przedmiotem, który - jak pisze w programie do spektaklu scenograf- "czeka na swoje muzeum, gdzie dalej będzie
Tytuł oryginalny
Prywatna wojna z Mickiewiczem
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 3