Przyszedłem na tę staroświecką prywatkę z mieszanymi uczuciami - bo ileż to już było premier "Domu otwartego", w iluż teatrach (z telewizją włącznie)? I jakże inne są dzisiaj owe "tańcujące wieczorki" z rozkrzyczaną dyskotekową muzyką i pełną swobodą "Harde rocka", "haevy metal" i innych form zabawy fascynujących współczesną młodzież.
Czasy mieszczańskiego szpanu minęły już dawno, minęły też inne mody i szaleństwa lat dwudziestych, trzydziestych, czterdziestych... Dlaczegóż więc wracać do tych wspomnień pachnących może naftaliną, zwietrzałym humorem, niemodnym kostiumem i językiem...? A może jest inaczej? A może żyje w nas jeszcze coś z Wicherkowskich, Ciumciumkiewiczów, Fujarkiewiczów i Fikalskich? Może są jeszcze domy snobujące się na herby, skrzyżowane szable, wymyślne abażury i tym podobne duperele, nie przystające w żaden sposób do miejsca i środowiska, gdzie są eksponowane? Może troskliwe mamusie dbają o dobre partie dla swoich niewydarzonych córeczek? A może nie? Teatr "Rozmaitości" prowadzi dom otwarty i każdy może przekonać się osobiście. Komedia Bałuckiego napisana więcej niż sto lat temu nie okazuje się przestarzałą ramotą, ogląda się ją znakomicie, publiczność śmieje się i żywo reaguje na perypetie mieszczańskiego światka. I nikt już nie py