Instytucją starą jak literatura jest istnienie jej policjantów, dyżurnych strażaków gotowych zawsze do zalania kontrowersyjnych zjawisk kulturalnych bezpieczną ilością wody lub piany. Poprzedzają oni wstępem telewizyjne projekcje filmów bądź przedstawień o nadmiernie wieloznacznej (a nawet zgoła jednoznacznej) wymowie, pisują recenzje wewnętrzne i artykuły, w których wskazują wydawcom, czytelnikom i widzom, jakie były prawdziwe intencje autora, właściwi adresaci jego krytyki, co naprawdę miał on na myśli i za co powinniśmy kochać go (lub nie). Często przebierają się w szaty obrońców zagrożonych wartości, narodowej tradycji, bądź też świadomości historycznej - którą sami najskuteczniej zamulają. W dramatycznym uniesieniu zapominają nierzadko, że spod rozdzieranych szat widać guziki strażackiego munduru, rękojeść toporka, a czasem nawet kawałek sikawki. W "Trybunie Ludu" z 16.II.br. Jacek Kajtoch w artykule "Skąd wziął się ten drob
Tytuł oryginalny
Prymitywne resentymenty
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Powszechny nr 12