Zapowiada się ten spektakl arcyciekawie. Po podniesieniu kurtyny monumentalna scenografia Mariana Kołodzieja wywołuje oklaski widowni. Pierwsze kwestie gości, śledzących przez otwarte podwoje jakieś dziejące się w dalszych pomieszczeniach tajemnicze sprawy - zapowiadają rzeczy niezwykłe, odbywające się w innym, czysto teatralnym wymiarze. COŚ ze świata "Nietoty" Micińskiego, z przyjęcia w pałacu demonicznego ojca Heli Bertz z "Pożegnania jesieni" Witkiewicza. Już poprawiamy się w fotelach, aby lepiej smakować jewreinowski "doteatralizawany teatr", gdy wszystko zaczyna pomału prozaicznieć, lub raczej - - sprowadzać się się do dość elementarnych problemów. Argumentem raczej "na plus" byłoby twierdzenie, "że jak na tamte czasy" (początek lat dwudziestych) - "Teatr odwiecznej wojny" Jewreinowa stanowił prawdziwie nowe słowo w światowej dramaturgii. Choć i wtedy można było (wychodząc z założenia: nic nowego pod słońcem)
Tytuł oryginalny
Proza "doteatralizowanego" teatru
Źródło:
Materiał nadesłany
Głos Wybrzeża nr 147