Oglądanie spektaklu, o który nieomal pokłócili się recenzenci, to prawdziwa frajda. "Czwarta siostra" Janusza Głowackiego prapremierowo pokazana we Wrocławiu, a potem wystawiona przez Teatr Powszechny w Warszawie żyje na scenie już kilka miesięcy. W Gdańsku dzięki Agencji "Kontakt" widzowie mogli obejrzeć tę "awanturę teatralną". Gorzka, obcesowa, drażniąca i ironiczna sztuka jednych porusza, a innych "wyrzuca" z teatru.
W siermiężnym moskiewskim mieszkaniu na żelaznym łóżku siedzi dwoje starych ludzi. Popijają wódkę, rozmawiają o życiu i o śmierci. Astronomiczna cena 600 dolarów za zniesienie zwłok właśnie zmarłej żony Generała (w tej roli znakomity Władysław Kowalski, również reżyser przedstawienia) jest istotnym motywem rozmowy. Babuszka (Elżbieta Kępińska - wyrazista, sugestywna) pociesza Generała. W końcu postanawiają sami znieść zmarłą. Ta scena na łóżku rozegrana jest perfekcyjnie. Tylko zapewne najstarsi widzowie pamiętają, że ta para świetnych aktorów grała kiedyś wspólnie w Teatrze "Wybrzeże". Ta introdukcja wprowadza klimat "Czterech sióstr". Nostalgiczne, wyraźnie zaznaczone echa Czechowowskich "Trzech sióstr" będą stanowiły swoisty kontrapunkt do agresywnej, celowo wyostrzonej i przejaskrawionej współczesności. Głowacki, urodzony prowokator nie oszczędza mrocznej realności, w którą wpisał swą tragikomedię. Trzy siostry: Wiera