Tak mnie przejęło, ze mam wewnętrzny przymus do napisania o nowym doświadczeniu teatralnym, z jakim się ostatnio zderzyłem w Warszawie. A może tylko o czymś zbliżonym do wydarzenia teatralnego, bo w istocie jest ono nadteatralne. Nie szuka anegdoty literackiej, nie opowiada zdarzeń, całą energię własnego bycia proponuje oczom i uszom, czyli wyglądom i brzmieniom. Jedno i drugie powołuje w tym teatrze sztuka techniki, ta najbardziej dziś zapoznana dziedzina polskiej kultury. Jesteśmy za plecami świata teatru złudzeń, omyłu wzrokowego, metawizji, symboliczności, choć przecież mieliśmy w Polsce prekursorów wizualności i dynamiki wizjonerstwa, choćby Henryka Berlewiego. Tu się właśnie zbliżyły i zmieszały optyka, fizyka i energia, czyli dzianie się, czyli teatr. Bo teatr jest dzianiem. Teatr tradycyjny dzianiem w anegdocie, teatr poszukujący dzianiem w świadomości. Przypadkiem na ów teatr trafiłem, przypadek zaś wziął się stąd, że
1.06.1989
Wersja do druku