Wiele z tak zwanych odważnych wydarzeń artystycznych ostatnich lat wzburzyło polską opinię publiczną. Jan Paweł II przygnieciony głazem w Zachęcie, pokaz mody w kościele św. Augustyna w Warszawie z muzyką z filmu o opętaniu przez szatana, powtórna promocja wideo "Adoracja Chrystusa", darcie Biblii w czasie występu przez wokalistę zespołu Behemoth, związanego z treściami satanistycznymi - pisze Filip Frąckowiak w Naszym Dzienniku.
Tysiące Polaków i katolików manifestowało swoje oburzenie z powodu obrazy ich uczuć - religijnych i patriotycznych. Ci, którzy nie mogli okazać swojego niezadowolenia bezpośrednio, z niedowierzaniem czytali gazety przyglądali się w telewizji lub przez internet najróżniejszym profanacjom, zadając sobie pytanie, gdzie leży granica prowokacji, czemu służy i czy prowokacja musi równać się profanacji. Analizując fakt, że tych profanacji dopuszczają się osoby o poglądach antykatolickich i skierowanych przeciwko tym Polakom, którzy w swym patriotyzmie wyrażają przywiązanie do Kościoła katolickiego, dochodzę do wniosku, że bardziej jest to sztuka prowokacji niż prowokacja w sztuce. Tymi instalacjami i happeningami ich twórcy chcą wywołać określone reakcje społeczeństwa. Pół biedy, gdyby chodziło jedynie o promocję i reklamę. Na pierwszy rzut oka widać, że nie są one jedynie oderwanymi od siebie, przypadkowymi wytworami czyjejś twórczości. W