Od dawna żadne polskie przedstawienie nie wywołało takiej sensacji jak dwie superprodukcje w warszawskich teatrach miejskich. Chodzi o "Taniec wampirów" Romana Polańskiego grany od września w Romie i "Kobietę z morza" Roberta Wilsona wystawioną w Dramatycznym. Media obwołały oba spektakle wydarzeniami, zanim jeszcze doszło do premiery. Czy to rzeczywiście aż takie wydarzenia na skalę światową? - pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.
Trudno powiedzieć, co bardziej zachwycało media: światowa sława artystów, liczba widzów, którzy już obejrzeli ich spektakle na świecie, czy rekordowa wysokość budżetów. Podkreślano, że kostiumy do spektaklu Wilsona zaprojektował sam Giorgio Armani, z kolei przeboje do "Tańca wampirów" napisał Jim Steinman, producent płyt Celine Dion. Pod względem finansowym niedościgniony okazał się "Taniec wampirów" [na zdjęciu], który kosztował 3 mln zł, na produkcję Wilsona przeznaczono "zaledwie" 1 mln zł. Tytuł recenzji z musicalu w "Rzeczpospolitej" - "Skromność to bogactwo" - zabrzmiał w związku z tym jak niezamierzona ironia. W szale przedpremierowych zapowiedzi pojawiły się opinie, że Warszawa miała wiele szczęścia, że właśnie ją światowej sławy twórcy wybrali na miejsce prezentacji swych dzieł. Właściwie można mówić o cudzie. "Newsweek " pisał, że sam fakt, iż artysta tej rangi co Wilson przyjął zaproszenie do pracy w Polsce, jest