Narzekamy ostatnio na nasz teatr, na upadek ambicji, komercjalizację, rozmiłowanie w banalnej rozrywce. Sam niejeden raz pisałem na ten temat. Kręciłem nosem, krakałem, a tu proszę - nie jest chyba jednak tak źle, duch bojowy w ludziach teatru jeszcze całkiem nie wygasł, pomyślałem sobie, widząc na łamach prasy anonse powiadamiające o tym, że dwa warszawskie teatry - Nowy i Dramatyczny - szykują na koniec kwietnia premiery klasyki, i to tej największego kalibru: "Fausta" i "Ifigenii w Taurydzie" Goethego. Uradowało się moje recenzenckie serce, nie tylko dlatego, że obu sztuk dotychczas na scenie nie widziałem -"Ifigenię" po raz ostatni grano w Warszawie w roku 1961 z Zofią Mrozowską w roli tytułowej; od pamiętnego "Fausta" w inscenizacji Szajny(głośnej przede wszystkim z tego powodu, że na premierze zacięła się żelazna kurtyna i przedstawienie trzeba było odwołać) minęło już lat osiemnaście. Magnesem była także wiadomość,
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Kulturalny nr 21