Można się zżymać, czy Kraków powinien nosić metkę miasta wielkich festiwali. Można narzekać, że w natłoku organizowanych za miliony złotych wydarzeń kulturalnych nie docenia się publiczności Wianków w dotychczasowej formule, festiwalu pierogów czy tańców dworskich. Jedno jest pewne: za nośnym medialnie hasłem o "wielkich festiwalach" powinny iść konkretne, głośne w świecie kroki - pisze Rafał Romanowski w Gazecie Wyborczej - Kraków.
Kroki, dzięki którym podejmowane przez Kraków przedsięwzięcia nie będą jedynie słabymi efemerydami, a staną się rozpoznawalnymi markami obecnymi na ustach zainteresowanych kulturą na najwyższym poziomie mieszkańców globu. Takim właśnie, znakomitym marketingowo posunięciem jest zaproszenie do Krakowa na wrześniowe Sacrum Profanum brytyjczyka Richarda D. Jamesa, znanego również jako Aphex Twin [na zdjęciu]. Nie chcę "zalewać" tekstu płomiennymi rekomendacjami tegoż artysty, z szatańską wręcz zręcznością poruszającego się na pograniczu muzyki poważnej, elektronicznej, popkulturowych hymnów didżejskich imprez, wreszcie muzyki do genialnych teledysków Chrisa Cunninghama, a nawet soundtracków do gier komputerowych. Na start wystarczy mi jedno: do Krakowa przyjeżdża człowiek, którego zaproszenie - nawet na najgłośniejsze festiwale świata jak barceloński Sonar, podbristolskie Glastonbury, Mutek w Montrealu czy szwajcarskie Montreux - graniczy z