Stanęliśmy wobec faktu, którego - choć do teatru przynależy - raczej nie należy rozpatrywać w kategoriach teatralnych. Nie dlatego, że jego wartość w tej płaszczyźnie jest niewielka; sądzą, iż przeciwnie. Ale jest to płaszczyzna nieistotna. Nie dlatego, że zadecydował o tym jakiś szczególny zbieg okoliczności. Po prostu teatr przy tym przedsięwzięciu świadomie zamierzył próbę złamania uświęconych tradycją konwencji, zrezygnował ze sceny, zszedł między ludzi, pozbył się "szminki" (dosłownej i przenośnej), odrzucił teatralną maszynerię, dekoracje... Słowem: zrobił, ile mógł, by zatrzeć granice między życiem i teatrem. Oczywiście aktorzy pozostali, ale w nietypowym otoczeniu sali fabrycznej świetlicy byli podobni nam, starali się nie różnić od wielu z nas. Był też tekst sztuki Aleksandra Gelmana "Protokół pewnego zebrania", ale i ten utwór, choć na pewno jest literaturą, tak bezpośrednio wyrasta z życia, iż ulegamy iluzji,
Źródło:
Materiał nadesłany
"Gazeta Robotnicza" nr 283