- Bohater musi mnie fascynować, zastanawiać. Gdy zaczęliśmy myśleć o adaptacji "Pani Bovary", wiele osób mówiło, że robimy spektakl o kobiecie trzydziestoletniej, balzakowskiej, co jest przecież niezgodne z rzeczywistym wiekiem Emmy. Jednak jej problemy ulokowalibyśmy dziś zapewne właśnie w kobiecie po trzydziestce - mówi Julia Holewińska, dramatopisarka i dramaturżka, o spektaklu "Pani Bovary" w Teatrze im. Juliusza Osterwy w Lublinie.
Luiza Nowak: Mam wrażenie, że Emmę Bovary każdy widz odbiera inaczej. Jakie uczucia wywołuje w Pani? Współczucie? Może dezaprobatę? Julia Holewińska: Nie mogę odczuwać dezaprobaty wobec bohaterów, którymi się zajmuję w teatrze. Bohater musi mnie fascynować, zastanawiać. Gdy zaczęliśmy myśleć o adaptacji "Pani Bovary", wiele osób mówiło, że robimy spektakl o kobiecie trzydziestoletniej, balzakowskiej, co jest przecież niezgodne z rzeczywistym wiekiem Emmy. Jednak jej problemy ulokowalibyśmy dziś zapewne właśnie w kobiecie po trzydziestce. Czyli Emma byłaby prawdopodobnie moją rówieśniczką. Flaubert dał jej dwadzieścia kilka lat. Mój stosunek do tej bohaterki jest ogromnie namiętny. Jest to postać tragiczna przez swoją małość. To zresztą dramat wszystkich Flaubertowskich bohaterów, natomiast ona jeszcze ich w tym dramacie przewyższa. Ciągle chce więcej i jest nienasycona. A nienasycenie jest zawsze pociągające. Wydaje się również