Wielka szkoda, że wychodziłam z teatru, myśląc "jakie te baby są głupie" - o spektaklu "Oleanna" w reż. Andrzeja Sadowskiego w Teatrze Ludowym w Krakowie pisze Anna Matras z Nowej Siły Krytycznej.
W przedpremierowych wywiadach Andrzej Sadowski, reżyser spektaklu "Oleanna" w krakowskim Teatrze Ludowym, zapowiadał nałożenie na dramat Davida Mameta "polskiej perspektywy". Widzowie dostają jednak sceniczny obrazek jakby żywcem wyjęty z amerykańskich filmów Woody'ego Allena: biurko i biblioteczka intelektualisty-neurotyka, wszędzie książki, wokoło jasne, pastelowe kolory. W kącie stoi skórzana kanapa, nietypowy chyba element gabinetów na polskich uniwersytetach. A za oknem widok na wielkomiejską kamienicę, ale ani trochę nieprzypominającą tych krakowskich. Podobnych rozczarowań jest w spektaklu Teatru Ludowego znacznie więcej. Sadowski wystawił "Oleannę" Mameta argumentując, że jest to jeden z najlepiej napisanych dramatów, jakie zna. Cóż z tego, jeśli w tych zachwytach nad konstrukcją i dialogami zapomniał o głębokiej analizie treści. I ta powierzchowna lektura tekstu mocno przebija przez reżyserską interpretację. Bohaterowie spektaklu to prof