Na zakończonym w sobotę festiwalu Malta to nie Azjaci byli obcymi, ale my sami. Z chińskiej perspektywy jesteśmy zaginioną cywilizacją uchwyconą tuż przed katastrofą - pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.
Mimo że jesteśmy uzależnieni gospodarczo od Azji jak od narkotyku, o życiu ludzi wytwarzających większość otaczających nas przedmiotów wiemy mniej, niż Europejczycy w czasach Kolumba wiedzieli o mieszkańcach Ameryki. Jest to po części skutek blokady informacyjnej, ale też naszego lenistwa intelektualnego i typowego dla społeczeństw Zachodu poczucia wyższości, które sprawia, że traktujemy Europę jak pępek świata. Dlatego idea, aby jeden z nurtów Malty poświęcić tematyce azjatyckiej, była strzałem w dziesiątkę. Dobrym pomysłem było również zaproszenie w charakterze kuratora Stefana Kaegiego. Ten urodzony w Szwajcarii twórca teatru dokumentalnego ma rzadką wśród współczesnych artystów teatru umiejętność przyjmowania perspektywy Innego. Do swych przedstawień zaprasza zwyczajnych ludzi, zwanych ekspertami codzienności, którzy na scenie odgrywają swoje życie prywatne i zawodowe. Z równą łatwością przyswaja widowni problemy argentyński