"Szkarłatna wyspa" straciła wiele ze swej aktualności. Warszawska realizacja tylko tę prawdę potwierdziła Po obejrzeniu "Szkarłatnej wyspy" zrozumiałam, dlaczego tak długo zwlekano z premierą prasową, dopuszczając dziennikarzy dopiero w październiku. Moje pierwsze spostrzeżenie było bowiem szokujące - miałam wrażenie, że oglądam którąś z prób generalnych, a nie gotowy spektakl. A to, że "Szkarłatna wyspa" napisana jest w konwencji teatru w teatrze i opowiada właśnie o próbie generalnej, nie ma tu nic do rzeczy. Co prawda pod względem technicznym wszystko zapięte jest niemal na ostatni guzik, ale aktorsko... Wszyscy (z nielicznymi wyjątkami) grają, a właściwie szkicują role, tak jakby chcieli dać do zrozumienia, że co prawda są dobrymi aktorami i wiele potrafią, ale jeszcze nie nadeszła pora, by swoje możliwości zaprezentować. Tak właśnie dzieje się od pierwszej sceny, kiedy to Adam Ferency (dyrektor teatru) i Jarosław Gajewsk
Tytuł oryginalny
Próba generalna
Źródło:
Materiał nadesłany
Wiadomości Kulturalne nr 44