Teatr nie jest i nie powinien być IPN-em, ale powinien czasem pytać, czy twór pt. Polska Ludowa był systemem złym, głupim, śmiesznym czy strasznym? Nie pasował do nas komunizm, narzucono go nam czy go współtworzyliśmy? - pisze Łukasz Drewniak w Tygodniku Powszechnym.
Niby nie wiem, po co nam PRL w teatrze, a niby wiem. Raz wydaje mi się, że wraca myślenie o przeszłości rozumianej jako pretekst do rozmowy o teraźniejszości. Innym razem prawie wierzę, że chodzi o prawdziwą potrzebę artystycznej i intelektualnej oceny tego, co większość z nas przeżyła w tym kraju. Pytania, które stawia teatr historii, niekoniecznie są tymi samymi, które stawia się w historycznej dyskusji. Teatr zawsze odpowiada na nie w kontekście konkretnego bohatera i miejsca. Dlatego teatralne" wizje PRL nie tyle walczą ze sobą, co rozpadają się na szereg nurtów. Tak zwany "nurt legnicki" narzuca na PRL pogodną, dobroduszną optykę. Nie jest sentymentalny ani szyderczy. Nie tyle rozgrzesza świństwa, co rozpuszcza je w roztworze codziennej przyzwoitości. Pod kołdrą systemu egzystowali przecież także ludzie godni, kolorowi, niebanalni. Jacek Głomb (dyrektor teatru w Legnicy) i jego naśladowcy dokonują jakby rekonstrukcji podziemnego nurtu życia