Kultura - to dla nich lewaccy pseudoartyści od "akcji" w rodzaju ustawiania w mieście plastikowej palmy, to kongresy, na których okadza się starego stalinistę i w nabożnym skupieniu ogląda zaangażowane przedstawienia o "tęczowej trybunie". Ale opera kameralna? Festiwal Mozartowski? Rządzą nami barbarzyńcy, wiecie o tym Państwo? - pisze Rafał Ziemkiewicz w Rzeczpospolitej.
Warszawska Opera Kameralna kona. Po raz pierwszy od lat nie odbędzie się Festiwal Mozartowski. Tradycja, wypracowana latami ranga i pozycja zespołu przepada - bo nie ma na to pieniędzy, bo Sejmik Województwa Mazowieckiego obciął budżet instytucji. Miasto stołeczne Warszawa znalazło ćwierć miliona na fetę z okazji otwarcia mostu. Znalazło pół miliona na "promujący" Euro 2012 filmik "zboczeniec goni blondynę". Jeszcze więcej wydało na udekorowanie stolicy bohomazami przedstawiającymi Chopina z trampkami na szyi czy Syrenkę z wuwuzelą. Nie mówiąc o grubych milionach, za które wykupiło ministrowi Rostowskiemu obligacje w ramach jednej z jego enronowskich operacji księgowych. Ale na operę? A widział kto kiedy premiera w operze? Co by to niby był za lans, na "Czarodziejski flet"? Wybitny polski muzyk opowiadał mi, jak szukał patronatu dla artystycznego wydarzenia, w którym gotowość udziału zadeklarowali ludzie o naprawdę uznanych na świecie nazwiskach.