"Prezydentki" Werrnera Schwaba w reż. Piotra Kruszczyńskiego w Teatrze Nowym w Poznaniu. Pisze Rafał Turowski na swoim blogu.
Po ponad 5 latach od premiery sala była wypełniona w całości, czyli w 50%, co jest chyba najlepszą recenzją tego przedstawienia. Bardzo zabawnego, a przez to - okropnie smutnego, bluźnierczego, a w związku z tym – głęboko religijnego, dotykającego czegoś bardzo brudnego – będącego zatem marzeniem o czymś nieskalanym, czystym, niezbrukanym.
Przedstawienie jest symfonią talentu Antoniny Choroszy (Renata), Bożeny Borowskiej-Kropielnickiej (Irena) i Malgorzaty Łodej-Stachowiak (Maryjka). Tekst – choć efektowny – a może właśnie dlatego, że efektowny - jest trudny, wymaga nie tylko niesłychanego skupienia, precyzji, ale także pewnego instynktu, wyczucia TEJ granicy, przekroczenie której spowoduje, że będzie to istotnie spektakl o wyciąganiu odchodów z zatkanych muszli.
A o czym zatem jest? – zapytała mnie wyraźnie rozbawiona współwidzka. (O nie, nie wszedłem w dyskusję „czego szuka świat w Schwabie i co znajduje”, zrozumiałem jednak tych widzów, którzy określili ten spektakl jako nieco obrzydliwy). Ano - o sile marzeń. I o tym, co się pod tymi słowami kryje naprawdę.
Może uprzedzę, że nic pachnącego.