Telewizja Polska będzie miała ofertę także dla tych widzów, którzy w ostatnich latach jej nie oglądali - mówi PAP prezes zarządu TVP Mateusz Matyszkowicz. Zapowiada m.in. rozbudowę sieci ośrodków terenowych, Teatr Telewizji na żywo, a także znaczne rozszerzenie produkcji filmów i seriali TVP.
Polska Agencja Prasowa: W jaki sposób postrzega pan rolę i misję TVP w kontekście historycznym, również w związku z ostatnimi jej jubileuszami?
Mateusz Matyszkowicz: TVP zaczęła się w drugiej połowie lat trzydziestych, kiedy w Warszawie uruchomiono eksperymentalną stację telewizyjną. Wolę odwoływać się do tej daty. Jeżeli przyjrzymy się mapie telewizji publicznych w Europie, to zauważymy pewne prawidłowości. Telewizje publiczne są najsilniejsze w najbardziej rozwiniętych obecnie państwach Europy Zachodniej, mających w miarę stabilną historię po 1945 r. Bardzo silną pozycję ma BBC w Wielkiej Brytanii, ok. jednej trzeciej udziału w rynku. Silna telewizja publiczna we Francji też ma ponad 30 proc. udziału w rynku i ogromny budżet. Podobnie niemiecka telewizja publiczna. Po drugiej stronie widzimy destrukcję w telewizjach publicznych w krajach postsowieckich. W każdym z nich telewizja publiczna ma znacznie mniejszy udział w rynku, dotknęły ją także procesy oligarchizacji. My mamy to szczęście, że w Polsce negatywne procesy spychania telewizji publicznej na margines nie zaszły – udziałem Telewizji Polskiej w rynku jesteśmy bardziej podobni do państw zachodnich, różni nas natomiast stabilność finansowania. To na pewno istotny temat do rozmowy. W Europie są różne systemy wspierania telewizji publicznych, od abonamentowych po finansowanie bezpośrednio z budżetu państwa, jednak w większości państw Europy Zachodniej ten budżet jest znacząco wyższy niż w TVP.
PAP: Badania pokazują, że młodzi ludzie nie oglądają telewizji. Jak TVP chciałaby przyciągnąć przed telewizory młodego widza?
M.M.: To jest pewien proces, który dotyczy wszystkich telewizji na świecie - komercyjnych i niekomercyjnych. Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że świat będzie powoli zmierzał do odejścia od tradycyjnej telewizji, czyli kanałów, które mają uporządkowaną ramówkę, nadawanych za pomocą nadajnika, i każdy, kto ma antenę na dachu, może je odbierać. Wydawało się, że powstające platformy streamingowe całkowicie wyprą telewizję z rynku. Bogatsi w doświadczenie, obserwując trendy na rynku – nie tylko w Polsce, ale też Stanach Zjednoczonych i w Europie Zachodniej – widzimy, że ta historia jest trochę bardziej skomplikowana. To nie jest tak, że widz porzuci telewizję na rzecz platform streamingowych, raczej będzie chciał w każdym momencie sam wybrać model, w jakim chce oglądać telewizję. Nasza oferta powinna być zatem uniwersalna, powinniśmy dawać widzowi zarówno tradycyjną "Jedynkę", "Dwójkę", TVP Kultura, kanały informacyjne, dokumentalne, jak i rozbudować i unowocześnić naszą platformę w taki sposób, aby była konkurencyjna w stosunku do platform streamingowych, także jeżeli chodzi o sposób i wygodę użytkowania.
Powinniśmy umożliwić naszemu widzowi oglądanie ulubionego serialu w niedzielę o 20.25 na TVP1 albo na VOD, urządzenie dzięki aplikacji zapamięta moment, w którym skończył oglądać, niezależnie od tego, czy to była antena, platforma czy inna forma komunikacji. To przyszłość Telewizji Polskiej, tam też na nowo odnajdziemy młodego widza. Jesteśmy tuż przed uruchomieniem kanału Alfa TVP dla nastolatków. Przeprowadziliśmy badania i widzimy wśród naszych nastoletnich widzów powrót do tradycyjnej telewizji. To ten sam trend, który zaobserwowano w Stanach Zjednoczonych. Pokolenie, które ma aż nadto wyboru, chętnie zwraca się ku uporządkowanej ramówce. Jeżeli telewizja publiczna będzie oferować treści najwyższej jakości, widz będzie ufał, że to, co proponuje się w ramach tego układu, zaspokoi jego potrzeby.
PAP: Co z kinem historycznym w TVP? Są w planach nowe produkcje tego typu?
M.M.: Honorem domu telewizji publicznej w Europie jest tzw. film czy serial kostiumowy. Wielką tradycją BBC jest tworzenie kina kostiumowego opartego na klasyce literatury brytyjskiej. Kino kostiumowe jest droższe od kina współczesnego, wymaga większej staranności, nie jest tak łatwo uzyskać zwrot w tej inwestycji, bo koszty produkcji tego kina najczęściej nie są w stanie zrównoważyć się z przychodami, które producent uzyskuje z dystrybucji. TVP poprzez kino kostiumowe może jednak wypełnić zadanie, które nam pozostawił Papcio Chmiel, czyli: "Bawiąc uczyć. Ucząc bawić", a zatem zaoferować program, film w atrakcyjnym opakowaniu, jednak o bardzo dużych walorach edukacyjnych.
Kończymy produkcję serialu na podstawie powieści Wacława Holewińskiego "Pogrom 1905", to jest historia dziejąca się w Warszawie, przede wszystkim na Pradze, w półświatku, gdzie widzimy miasto, którego już nie ma - wielonarodowe, wielokulturowe. Rewolucja 1905 r. w niczym nie przypominała późniejszej rewolucji sowieckiej, była rewolucją narodową, próbą odzyskania podmiotowości przez polskie społeczeństwo. Jednocześnie widzimy historię bardzo współczesną, bo oparta jest ona na obserwacji, w jaki sposób carskie, rosyjskie władze okupujące Warszawę rozgrywały problemy narodowościowe w celu umocnienia własnej pozycji. Można powiedzieć, że to, co się dzieje w Warszawie 1905 r., obserwujemy obecnie na całym obszarze, na którym chce dominować Rosja.
Myślimy również o adaptacjach wielkiej literatury m.in. "Kochanka Wielkiej Niedźwiedzicy" Sergiusza Piaseckiego, "Nadberezyńcach" Floriana Czarnyszewicza. Od wielu lat krytycy i historycy literatury mówili, że kanon literatury polskiej cały czas nosi piętno PRL-u, obejmując tylko te pozycje, które pasowały do komunistycznej narracji. Nikomu nie udało się skutecznie tego kanonu rozszerzyć o dzieła pisarzy w PRL-u zakazanych, pomijanych, nieprawomyślnych. Najlepszym sposobem na uzupełnienie kanonu jest zrobienie dobrej adaptacji, stąd myśl o Piaseckim oraz Czarnyszewiczu. Marzyłbym także o Józefie Mackiewiczu, ale wiemy, że prawa do jego powieści to bardzo złożona sprawa. Przygotowujemy serial "Matylda", osadzoną w II poł. XIX w. opowieść o nauczycielce w pensji dla panien. Odnajdziemy tam historię wszystkich warstw społecznych w Polsce - od szlacheckiej, przez inteligencką, po chłopską. Serial będzie skierowany do kobiet. Przymierzamy się też do produkcji serialu o Adamie Mickiewiczu.
Chcę, żeby na głównych antenach TVP było miejsce wyłącznie dla polskich seriali. Za każdym razem, kiedy TVP przypomina "Noce i dnie" albo "Nad Niemnem", odnotowujemy ogromne oglądalności. To dowodzi, że można zrobić polski film, serial kostiumowy mający duże walory misyjne, edukacyjne, i zdobywać dużą oglądalność. Niewątpliwie Polscy widzowie szukają dobrego kina kostiumowego - możemy powiedzieć, że telewizja publiczna je zapewni.
PAP: Kiedy można się spodziewać tych realizacji na antenie TVP?
M.M.: "Pogromu 1905" bardzo szybko, wiosną przyszłego roku. Serial jest w końcowej fazie realizacji. Sporo premier mamy zaplanowanych na jesień 2023 i wiosnę 2024 r.
PAP: Czymś, co wyróżniało Telewizję Polską na tle innych stacji, był Teatr Telewizji. W jakim kierunku będzie rozwijała się ta forma?
M.M.: TVP jest ostatnią telewizją publiczną na świecie, która kultywuje ten gatunek. Teatr Telewizji przechodzi, moim zdaniem, kryzys. W latach sześćdziesiątych, w czasach świetności Teatru Telewizji, kamera była ustawiona na scenę, ta scena była w studiu i tam na żywo odbywał się spektakl. Rzeczywiście Polacy oglądali wtedy Teatr Telewizji. Od lat dziewięćdziesiątych próbowano coraz bardziej filmowych form Teatru Telewizji i dzisiaj mamy kryzys tożsamości. Czym obecnie jest Teatr Telewizji? Jest to film zrealizowany przy mniejszym budżecie. Od przyszłego roku wracamy do korzeni.
PAP: Czyli widzowie będą mogli oglądać Teatr Telewizji na żywo?
M.M.: Tak, będzie to teatr na żywo. Jeżeli idziemy do teatru, to nie tylko po to, żeby obejrzeć sztukę, ale żeby uczestniczyć w przedstawieniu teatralnym, a żeby uczestniczyć, musi to być teatr na żywo, musi być widownia, musi być scena, musi być umowność. Niezwykle ważnym elementem misji Telewizji Polskiej jest docieranie do tych, którzy z powodu miejsca zamieszkania, zasobności portfela, wieku lub stanu zdrowia nie mogą uczestniczyć w przedstawieniu teatralnym w swojej najbliższej okolicy. Teatr Telewizji to największa scena w Polsce – proszę sobie wyobrazić przedstawienie teatralne, które w jednym czasie ogląda kilkaset tysięcy osób. Nie ma takiej widowni w Polsce. Uważam, że o tę wartość warto się bić, pod warunkiem, że wrócimy do korzeni.
PAP: Telewizja Polska to także ośrodki terenowe.
M.M.: Są wielką siłą TVP. Pochodzę z Żywca i wiem, co oznaczał przyjazd kamery do mojego miasta - wydarzenie! W ostatnich latach podjęliśmy próbę odbudowania siły tych oddziałów, doinwestowania ich technologicznie, szkolenia pracowników. Trwa walka o zmiany w prawie, które zobowiążą sieci kablowo-satelitarne do dostarczania widzom w regionach ich własnego kanału. Sieci kablowo-satelitarne nadają TVP3, ale to warszawskie. Widz w Świętokrzyskiem albo w Kujawsko-pomorskiem nie ogląda swojego oddziału telewizji regionalnej, jeżeli ma sieć kablowo-satelitarną. Nie z winy Telewizji Polskiej, tylko przez wygodę i oszczędności sieci kablowo-satelitarnych, którym najłatwiej z rozdzielnika włączyć warszawską antenę. Postulujemy zmiany prawne, które zobowiążą sieci do dostarczenia widzom właściwego im kanału lokalnego.
Kanały lokalne się zmienią. Co godzinę będzie nadawany serwis lokalny. Po to włączamy TVP3, żeby się dowiedzieć, co się dzieje w naszej najbliższej okolicy, i takich informacji będzie dostarczać TVP3. Obecnie ośrodków terenowych jest 17, ale chciałbym, żeby każde miasto, które dawniej było miastem wojewódzkim, posiadało miniredakcję, związaną oczywiście z większym ośrodkiem w obecnym mieście wojewódzkim, ale jednak z pracującymi na miejscu dziennikarzami, którzy lepiej znają sprawy lokalne i mogą sprawniej dotrzeć do mieszkańców. Zanim duża stacja wyśle kamerę z wielkiego miasta, mijają godziny. My jesteśmy w stanie być na miejscu zdarzenia w ciągu kilku minut – jak choćby w Przewodowie. Jeżeli chodzi o dodatkowe zespoły dziennikarskie, chciałbym, żeby do połowy roku w każdym dawnym mieście wojewódzkim był zespół telewizyjny.
PAP: Przypuszczam, że będzie to wymagało większego dofinansowania z budżetu państwa. Sejmowa Komisja Finansów Publicznych opowiedziała się za zwiększeniem o 700 mln zł, do kwoty 2,7 mld zł, wartości papierów wartościowych, jakie mają w 2023 r. zostać przekazane jednostkom publicznej radiofonii i telewizji w ramach "rekompensaty z tytułu utraconych w roku 2023 wpływów z opłat abonamentowych".
M.M.: Jeżeli te kwoty rzeczywiście zostaną zwiększone, to trafią nie tylko do Telewizji Polskiej, ale do wszystkich mediów publicznych. Do TVP trafi część tej kwoty. Tzw. rekompensata nie jest przyznawana w gotówce, tylko w obligacjach Skarbu Państwa. Ta kwota, o której się mówi, to kwota nominalna tych obligacji, a nie faktyczna, która jest po sprzedaży tych obligacji. Inflacja oraz pojawienie się na polskim rynku dużych platform zamawiających lokalne produkty, spowodowała gigantyczny wzrost cen w tym sektorze, więc budżet, mimo że większy, i tak będzie oznaczał w Telewizji Polskiej oszczędności względem poprzedniego roku.
Kiedy jest mowa o Telewizji Polskiej, to ludzie myślą o prezesie, który siedzi na dziesiątym piętrze przy Woronicza, albo o prezenterach TVP Info. Proszę pamiętać o kilku tysiącach pracowników w całej Polsce, którzy są tutaj zatrudnieni od lat i wykonują misję, jakiej nie wykona żaden podmiot komercyjny na rynku. Chciałbym umocnić ich prawa pracownicze. Polski rynek dziennikarski jest bardzo trudny, co wszyscy wiemy. To nie jest ani najlepiej opłacany zawód w Polsce, ani też nie daje największej stabilności. Praca w mediach jest ciężka i źle opłacana. Nie można oceniać telewizji przez pryzmat kilkorga celebrytów żyjących powyżej poziomu życia przeciętnego Polaka. 90 proc. osób w tej firmie zarabia kwoty zbliżone do średniej krajowej i żyje jak każdy inny Polak. Dlaczego operatorzy, pracownicy techniczni, wydawcy, osoby pracujące w administracji, ślusarze, stolarze przygotowujący scenografię, mają padać ofiarą wojny, którą ludzie toczą, wymieniając memy na temat rzekomych pieniędzy, lejących się tutaj strumieniami.
PAP: Jakie są oczekiwania widzów TVP, jeżeli chodzi o relacjonowanie sytuacji na Ukrainie? Oczekują skupienia się na zagadnieniach geopolitycznych i publicystycznych, a może w ogóle następuje powrót do tematyki międzynarodowej w dziennikarstwie, która przed wybuchem wojny nie sprzedawała się najlepiej w jakimkolwiek medium?
M.M.: Jeżeli porówna się główne serwisy informacyjne największych polskich stacji, i podsumuje się czas, jaki jest poświęcony wojnie na Ukrainie oraz sytuacji w regionie, to zobaczy się, że "Wiadomości" znacząco szerzej podają te informacje i poświęcają na nie więcej czasu. To jest też część naszej misji. Polacy powinni mieć narzędzie, które pomaga rozumieć położenie Polski w regionie, dostrzegać perspektywy i zagrożenia, jakie przed nami stoją. Jednym z zadań nadawcy publicznego jest budowanie empatii, zrozumienia dla tych, którzy na tej wojnie cierpią najbardziej, dla ukraińskiej ludności cywilnej. Naszym zadaniem jest także budowanie więzów pomiędzy państwami w regionie, pomiędzy kulturami naszego regionu, bo lepiej będziemy rozumieć i bardziej będziemy kochać kulturę polską, jeżeli zrozumiemy naszych sąsiadów. Wojna w Ukrainie tylko to podkreśliła.
Proszę pamiętać, że Telewizja Polska posiada kanały zlecone przez MSZ, zarówno "Biełsat" skupiający niezależnych białoruskich dziennikarzy, będący stacją opozycyjną prześladowaną przez reżim Łukaszenki, jak i TVP Wilno, adresowaną do polskiej mniejszości na Litwie, która - gdyby nie Telewizja Polska - byłaby skazana na odbiór treści pochodzących z Rosji i z Białorusi. Kierujemy się taką zasadą, że oczekujemy szansy na kultywowanie polskiej tożsamości, ale odmawiamy brania udziału w destrukcyjnych siłach, które w naszym regionie się pojawiają. Kultywujemy polskość, pamiętając, że mówimy o polskich obywatelach Republiki Litewskiej. Mamy również TVP Polonia nadającą dla wszystkich Polaków mieszkających poza granicami.
Grupa widzów Telewizji Polskiej w ostatnich latach ulegała zawężeniu. Oferta TVP nie była dla każdego. Moim celem jest rozszerzenie grupy widzów TVP.
PAP: Co ma pan na myśli, mówiąc, że grupa widzów TVP ulegała zawężeniu?
M.M.: Wielką wartością TVP jest to, że zwraca się również do widza starszego, bo to widz dyskryminowany przez stacje komercyjne. Struktura widowni powinna jednak opowiadać mniej więcej demograficznej strukturze społeczeństwa. Telewizji Polskiej w ostatnich latach brakowało widza poniżej 50. roku życia. Widz najstarszy jest widzem najbardziej lojalnym, przywiązanym do tradycyjnej telewizji. Cieszę się, że TVP ma dla niego ofertę, nic nie ulegnie tutaj osłabieniu, natomiast oferta dla młodego i średniego pokolenia stawała się coraz węższa, młodsi widzowie nie odnajdywali się w tym, co oferuje Telewizja Polska. Będziemy mieli ofertę także dla tych widzów, którzy w ostatnich latach jej nie oglądali, i to nie z powodów politycznych, bo np. nie zgadzają się z linią programową, ale dlatego, że oferta filmowa, serialowa, kulturalna czy rozrywkowa nie była skierowana do nich.
PAP: W przestrzeni medialnej pojawiają się też zarzuty, że w TVP jest obecna narracja antyniemiecka…
M.M.: TVP jest Telewizją Polską. To jest bardzo ważne, to nie jest tylko kwestia deklaracji programowej. Proszę zauważyć, że każdy podmiot na rynku reklamowym można kupić, poza Telewizją Polską. TVP nie jest przedmiotem żadnego handlu, jest utrzymywana przez polskich obywateli. Zarząd powołuje i odwołuje Rada Mediów Narodowych wybrana przez Sejm - Sejm jest wybrany przez Polaków. Jest to tak naprawdę jedyna stacja, na którą każdy Polak ma wpływ. Jako TVP mamy prawo i obowiązek reprezentować wyłącznie polskie interesy. Jeżeli obejmuje to również ocenę zachowań, posunięć naszych sąsiadów, to oczywiście to się znajdzie, ale celem nie jest antyniemieckość. Celem jest obrona myślenia o Polsce w sposób suwerenny, podmiotowy, nienarzucony. Polscy odbiorcy nie mają żadnego wpływu na międzynarodowe podmioty medialne zarządzane przez międzynarodowe grupy kapitałowe. Mogą pomstować, że pojawiają się tam treści, które w sposób jawny bronią polityków państw ościennych. Telewizji Polskiej to nie dotyczy, ponieważ jest telewizją polską i żaden zewnętrzny podmiot nie ma na nią wpływu.
PAP: W ostatnich dniach gorącym tematem są pozwy skierowane przeciwko TVP w imieniu Donalda Tuska i stacji TVN. Jak skomentuje pan te działania?
M.M.: Obydwa pozwy uważam za kuriozalne, co więcej postrzegam je jako zmasowany atak na wolność słowa. W przypadku drugiego pozwu autorzy chcą, żeby Telewizja Polska nie mogła krytykować TVN. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której sądownie domagałbym się od konkurencji podobnego zakazu, mimo że Telewizja Polska bywa obrzucana obelgami największego kalibru. Równie absurdalnych rzeczy domaga się autor pozwu przeciwko TVP i twórcom dokumentu "Nasz człowiek w Warszawie". Występując w imieniu Donalda Tuska, żąda przeprosin oraz zablokowania emisji materiału, twierdząc między innymi, że przytoczone w nim wypowiedzi byłego premiera – uwaga! – straciły aktualność. Dziś wiemy, czym zaowocowała miękka polityka Brukseli, a zwłaszcza Niemiec i Francji, wobec Putina, a także "polityka resetu" prowadzona przez rząd Donalda Tuska w latach 2007–14. W demokratycznym państwie mamy prawo oczekiwać od polityków zdolności przewidywania konsekwencji własnych działań, możemy też rozliczać ich z ewentualnych błędów – zwłaszcza takich, których konsekwencje widzimy za naszymi wschodnimi granicami. Domaganie się blokady emisji filmu "Nasz człowiek w Warszawie" ogranicza wolność słowa i godzi w zasady demokracji, jednak szum wywołany przez prawników zwraca uwagę widzów na tę produkcję, a to może nadawcę jedynie cieszyć.
Rozmawiała Katarzyna Krzykowska