Zaintrygował mnie jeszcze na scenie Teatru Współczesnego inscenizacją "Smoka" Szwarca. Potem "Manekinami" Zbigniewa Rudzińskiego na scenach operowych Wrocławia i Warszawy. Miał wtedy jeszcze obok siebie inscenizatorów - wspólników: Krzysztofa Zaleskiego w teatrze i Marka Grzesińskiego w operze. Dopiero później, gdy zobaczyłem jego pierwsze autorskie przedstawienie stało się dla mnie jasne, co w tamtych było czyje. Swoje oczarowanie teatrem Janusza Wiśniewskiego też mam już poza sobą. Doznałem go podczas premiery "Walki karnawału z postem" w Teatrze Współczesnym, a było to już jego trzecie (najsłabsze - jak mi mówiono) autorskie przedstawienie. Dopiero potem miałem okazję poznać dwa poprzednie: "Panopticum ala Madame Tussaud" i "Koniec Europy", powstałe w poznańskim Teatrze Nowym. Kupił mnie nimi Wiśniewski, może ze względu na moją szczególną słabość do wszelkich form teatru ruchu. I przyznam, zupełnie nie przeszkadzają mi dość czytelne p
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy