"Peleas i Melizanda" Claude'a Debussy'ego w reż. Katie Mitchell w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie - w ocenie Witolda Sadowego.
Opera "Peleas i Melizanda" Claude'a Debussy'ego (1862-1918), francuskiego kompozytora okresu impresjonizmu, miała swoją prapremierę w Paryżu, w Operze Comique, w roku 1902. Przyjęta została kontrowersyjnie. Obecna jej inscenizacja w Warszawie w Operze Narodowej w dniu 19 stycznia 2018 roku okazała się kompletną porażką. Nigdy jej wcześniej nie oglądałem na scenie. Przygotowała ją znakomita i uznana ponoć w świecie, o czym dowiedziałem się z pięknie wydanego programu, wybitna brytyjska reżyserka Katie Mitchell. Wykonawcami czołowych partii są zagraniczni śpiewacy. Nie jestem zawodowym krytykiem muzycznym, ale melomanem. Urodziłem się przed wojną. Widziałem w swoim życiu mnóstwo oper i inscenizacji, ale to, co zobaczyłem obecnie, zmęczyło mnie okrutnie. Pani reżyser bez sensu, ale taka dziś panuje moda na świecie, akcję opery opartej na sztuce Maurycego Maeterlincka przeniosła do współczesnych wnętrz, gdzie najważniejsze jest łóżko.