"Dama Kameliowa" w reż. Tomasza Koniny w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu. Pisze Iwona Kłopocka w Nowej Trybunie Opolskiej.
Grażyna Misiorowska w tytułowej roli wyciska łzy. Można nie lubić melodramatów. Można wszystkie miłosne historie, a zwłaszcza te nieszczęśliwe uznać za głupie. Można przyjść na to przedstawienie najeżonym i gotowym na tylko jedno wzruszenie - ramion. Grażyna Misiorowska rozbroi to nadęcie. Od pierwszej sceny. Historia jest powszechnie znana. Ona jest luksusową kurtyzaną, on młodzieńcem z mieszczańskiego domu. Miłość - dla obojga pierwsza i czysta - spada, jak piorun z jasnego nieba. Sielanka trwa jednak krótko. Dawne grzechy kurtyzany zniszczą przyszłość porządnego chłopaka, więc ona udaje, że już jej nie zależy. Zostanie najdotkliwiej poniżona przez ukochanego, ale nim umrze na suchoty, cała jej szlachetność i poświęcenie wyjdą na jaw. Wbrew pozorom jest w tym kawałek autentycznego ludzkiego dramatu. Już Gombrowicz zżymał się, że taka "taniocha" i "nieznośna opera", ale czytał urzeczony. Przede wszystkim jednak dramat