„Państwo” Platona w reż. Jana Klaty w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Pisze Paweł Borek z Nowej Siły Krytycznej.
Już w pierwszych sekundach „Państwa” nie ma wątpliwości na czyim spektaklu jesteśmy. Jan Klata adaptując utwór Platona w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie przekłada na swój unikalny język teatru jeden z najbardziej wpływowych tekstów wszechczasów.
Wyrazista, charakterystyczna dla tego reżysera stylistyka zaskakująco dobrze pasuje do filozoficznych rozważań nad kwestiami najważniejszymi. Platon to w końcu błyskotliwy buntownik i wizjoner, niegodny grzecznej zabawy w sztukę wyższą. Na dużej scenie Teatru Słowackiego tradycyjna grecka obrzędowość zmieniona zostaje więc w nową rytualność – psychodeliczną i hipnotyzującą. Aktorzy ubrani są w wielobarwne, absurdalne kostiumy, które zaprojektował Mirek Kaczmarek (także autor oświetlenia i scenografii). W budowaniu scenicznego kosmosu kluczowe znaczenie mają projekcje wyświetlane na zamykającej scenę w tyle półokrągłej ścianie. Wizualizacje autorstwa Natana Berkowicza przedstawiają chaotyczne, płynne, niemal kalejdoskopowe kształty, a czasem także zdeformowane twarze mówiących aktorów. W pewien sposób wypełniają one pustą przestrzeń sceny. Również zniekształcona, często przesterowana muzyka, opracowana przez reżysera, współtworzy nastrój tej filozoficzno-psychodelicznej uczty.
Zdeformowana i jaskrawa jest jedynie forma. Treść, co od razu wzbudza uwagę, to wierna adaptacja dzieła Platona. Aktorzy wypowiadają kwestie po starogrecku, spektakl jest tłumaczony symultanicznie na język polski. Reżyser stawia więc przed zespołem zadanie technicznie trudne – tchnąć życie w liczące sobie dwa tysiące czterysta lat słowa, wypowiadane w obcym języku. Doświadczonym wykonawcom udaje się nie udławić obłymi greckimi wyrazami, co więcej posługują się nimi z dość dużą swobodą. Reżyser niestandardowo podszedł także do kwestii obsady – w rolę Sokratesa wcielają się dwie aktorki, „podwojona” została także postać Polemarcha. Na szczególne uznanie zasługuje scena „rewizji mitów”, w której Marcin Sianko jako Adejmantos i Karolina Kazoń jako Sokrates nadają wywodowi filozoficznemu niezwykłe barwy i dynamizm. W pamięć zapada także Jacek Strama jako Kefalos i finalny monolog Sokratesa w wydaniu Dominiki Bednarczyk.
Ciężko jednak w pełni zrozumieć sens wystawienia „Państwa” w oryginale. Chociaż jest to z pewnością odważny zabieg, w żaden sposób nie ułatwia odbioru spektaklu. Tłumaczenie dobiegające ze słuchawki, chociaż technicznie dobrze zrealizowane, zwiększa dystans między widownią a aktorami. W tej kwestii w przedstawieniu jest też kilka niekonsekwencji – gościnnie występująca niemiecka aktorka Linda Pöppel wypowiada kwestie w swoim języku (spektakl jest koprodukcją z Nationaltheater Mannheim), a finałowa scena procesu Sokratesa grana jest po polsku. Wierność językowi oryginału jest z pewnością przejawem tego, że Klata traktuje Platona na serio. Nie kaleczy „Państwa” uwspółcześnieniem, nie ironizuje. Wręcz przeciwnie, czuć, że ceni myśli Platona i doniosłość jego słów.
Ruch sceniczny autorstwa Macieja Prusaka w dosłowny sposób obrazuje jak gwałtownie postacie reagują na wypowiadane kwestie – drżą i wiją się w konwulsjach pod ich wpływem. Szczególnie „hipnotyczna” pod tym względem jest scena rozprawy o platońskiej koncepcji jaskini, w której ruch, dźwięki i tekst łączą się w spójną całość. Można więc stwierdzić, że „Państwo” to spektakl o bezwzględnej, ale też zbawiennej sile słów.
Wśród bogactwa motywów oryginału adaptacja Klaty i tłumaczki Olgi Śmiechowicz skupia się głównie na kwestii Sprawiedliwości i Prawdy. Nie dziwi więc, że w centrum uwagi reżyser stawia Sokratesa. Bohater Klaty różni się od bohatera Platona. Nie jest opanowanym, dowcipnym erudytą, to zawzięty i burzliwy kontestator. Przypomina w tym Doktora Tomasa Stockmanna – bohatera „Wroga ludu” wyreżyserowanego przez Klatę w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Zwłaszcza ostatnia scena – w której Bednarczyk mówi słowami z „Obrony Sokratesa” – przywodzi na myśl inscenizację sztuki Henrika Ibsena sprzed dziewięciu lat. Sokrates Klaty to przede wszystkim nonkonformista, zdolny do największych poświęceń w imię swoich przekonań i dążenia do Prawdy.
Po szumnych zapowiedziach „bezkompromisowej” premiery można było spodziewać się ultrazaangażowanego manifestu. A jednak, Klata nie okłada widza łopatą przewidywalnych deklaracji i komunałów. A o nawiązania do obecnej sytuacji politycznej w spektaklu, który rozprawia o obywatelach, sprawiedliwości czy prawie, nie byłoby przecież przesadnie trudno. Nie ma tu znanej ze wspomnianego już „Wroga ludu” przerwy na improwizowany przez aktora społecznoświatopoglądowy komentarz. Podobnie jak Platon – Klata zadaje pytania, nie stawiając jednej (jedynie słusznej) odpowiedzi.
„Państwo” można także wpisać w kontekst ostatnich przedstawień Jana Klaty. Być może Sokrates staje się w pewnym sensie porte parole reżysera, który kreuje się na krytycznego, bezwzględnego komentatora rzeczywistości. Widać to w „Śnie nocy letniej” z Teatru Nowego w Poznaniu, gdzie stworzył świat ostentacyjnie brutalny, prowokujący i odrzucający. Jednocześnie za pomocą słów Williama Shakespeare’a wyśmiewa inkluzywne i antyprzemocowe nurty w sposobie myślenia o teatrze. Także w „Wyzwoleniu” z Teatru Wybrzeże w Gdańsku Klata za pomocą dramatu Stanisława Wyspiańskiego komentuje rzeczywistość, rozdrapuje rany zbiorowości, próbuje diagnozować nasze choroby i traumy.
Jednak w przeciwieństwie do historii Sokratesa, wyrok w procesie Klaty nie wydaje się być na razie skazujący. To w końcu kolejna głośna premiera reżysera w tym sezonie, na jednej z najważniejszych scen kraju. Czym jest więc „Państwo” Klaty? Brawurową, autoteliczną próbą ożywienia antycznej filozofii? Niejednoznacznym komentarzem tego, co „tu” i „teraz”? Wyłącznie elementem teatralnego uniwersum Jana Klaty – ogniwem autokreacji reżysera? Być może po prostu nie jest to spektakl, który należy poddawać drobiazgowej analizie. I zamiast tego należy pozwolić się ponieść hipnotycznemu nurtowi filozoficznej rzeki, nie wiedząc dokąd nas poniesie.
Paweł Borek –student prawa na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Półprofesjonalny poszukiwacz dziury w całym i koneser rozmów zasłyszanych w tramwaju.