"Człowiek z La Manchy" Dale'a Wassermana w reż. Anny Wieczur-Bluszcz w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Piotr Zaremba w Polska Times.
Po premierze "Człowieka z La Manczy" Dale'a Wassermana w warszawskim Teatrze Dramatycznym widziałem euforię i radość publiki (na sali Adam Michnik, wielu aktorów, ludzi teatru, a bliżej tylnych rzędów niżej podpisany). Wszyscy rozradowani, najwięksi zwyczajowi malkontenci nie mają tym razem złego słowa do powiedzenia. Powtarza się formułka "To święto teatru". Gdzieś na boku jakiś "człowiek teatru" przypomina, że to jednak tylko musical ze swoimi nieśmiertelnymi prawami, że tu czy ówdzie odkrywamy prawie hollywoodzkie przesłodzenia (utwór był zresztą filmowany), że niektóre deklamacje, zwłaszcza z finału, łatwo przewidzieć. - Może, ale warto czasem wrócić do takiej swojej piaskownicy wyobraźni - odpowiedział na te szemrania po kątach w popremierowym zgiełku Krzysztof Szczepaniak, sceniczny Sanczo Pansa. Czyli warto stać się na chwilę niemal dzieckiem. Popieram. Też tam byłem, też tej iluzji gorąco klaskałem. Zwłaszcza, że wpisuje