- Nigdy nie respektowałem tzw. gustu publiczności. To nonsens, który powtarzają artyści chcący się przypochlebić. Co to znaczy gust widowni? To w istocie zbiór klisz i banałów, wszelkich akademickich wyobrażeń związanych z tytułem. Dowodzą tego wszelkiego rodzaju sondaże, przeprowadzane choćby przy kampaniach reklamowych. Nie ma nic gorszego w sztuce niż przyzwyczajenia i oczekiwania - mówi reżyser Mariusz Treliński w rozmowie z Adrianną Ginał z Dziennika.
Polskie gazety po premierze "Cyganerii" w Operze Waszyngtońskiej [na zdjęciu], cytując amerykańskie media, ogłosiły: Mariusz Treliński poniósł w Stanach Zjednoczonych klęskę. Jak było naprawdę? Czy faktycznie wszyscy recenzenci muzyczni z USA rzucili się na polskiego reżysera? Czy tylko w "Washington Post" ukazał się jeden zjadliwy tekst? I czy była to porażka? Słynny polski reżyser odpowiada na te trudne pytania. Adrianna Ginał: Został pan ostatnio zaatakowany przez "Washington Post", który po premierze pana inscenizacji "Cyganerii" Pucciniego w Operze Waszyngtońskiej dał miażdżącą recenzję. Napisał, że wersja ta była: "ponura, monotonna, głupia i wynaturzona". Tuż przed premierą mówił mi pan, że to będzie najbardziej radykalne z pana przedstawień. Tak ostrej krytyki jeszcze pan chyba nie dostał? Mariusz Treliński: Na szczęście była to tylko jedna z recenzji. Takie słowa są oczywiście bolesne, ale jeżeli wykonuje się ten zawód, trze