"Przypadek Iwana Iljicza" w reż. Jacka Orłowskiego w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Marta Byczkowska w Teatrze.
Początek monologu to moment, w którym zaczyna klarować się świadomość: dzień, w którym Iwan Iljicz uderzył się o klamkę, stał się punktem zwrotnym w jego życiu. On już to wie - oto początek końca. Pierwsze słowa są jak zaklęcie potrzebne do otwarcia misterium. Kolejne prawdy docierają do niego równolegle z tokiem snutej opowieści. Mężczyzna przerabia dni, godziny, minuty swojego życia, biorąc nas na świadków. Nasza milcząca obecność towarzyszy odkrywaniu tajemnicy życia i śmierci bohatera, oto przed nami studiuje się zagadkę człowieczeństwa, bada przypadek Iwana Iljicza. W tyle pustej sceny stoi rząd krzeseł, na których usadzono aktorów. Oni też są świadkami rozpracowywania tego "przypadku", przyszli zagrać postaci, które mają dać świadectwo. Przy pierwszych wypowiadanych przez Iwana zdaniach potakująco kiwają głowami, w dalszej części spektaklu w sposób bardziej aktywny będą obecni jedynie chwilami. Jest ich mniej niż w -