Od pewnego czasu pisanie o mankamentach naszego teatru przestało być jakąkolwiek przyjemnością - pisał Erwin Axer w "Listach ze sceny".
W dobrych, niedawnych czasach, gdy wszyscy niemal piszący prześcigali się w pochwałach, gdy wydziwiano nad każdym prztyknięciem, a triumfalne fanfary raz po raz witały pojawienie się Nowego na scenie naszej, przyjemnie było od czasu do czasu wpuścić zatrutą szpilkę w brzuchaty balon samochwalstwa, wydymany przez różne postronne osoby ku zgorszeniu i niezadowoleniu ludzi teatru. Dziś wszystko się odmieniło. Złe recenzje zasłużone i niezasłużone sypią się jak z rogu obfitości. Jak gdyby krytyka na przekór wszystkiemu i wszystkim, odrabiając wieloletnie zaległości, postanowiła sobie dowieść, że jednak ma charakter i że stać ją na własne zdanie. Nikt nie przeszkadza i zdanie coraz częściej zaczyna się od nie zamiast od tak. Cóż z tego, kiedy to "nie" jest tak samo mało mówiące, suche i pozbawione wyrazu jak dawne "tak". Trzeba było przypadkowo przeczytać nieobowiązujące i bez pretensji do znawstwa teatru spisane uwagi Adolfa Rudnickiego o