"Dante na kanwie Boskiej komedii" Józefa Szajny
1. Wspaniałe, trumienne przedstawienie, niemiecko-faustyczna rekwizytornia: na ścianach widowni teatru "Studio" kołyszą się jakieś ludzkie strzępy w mnisich kapturach, ze świecami w ułamkach dłoni. Świece na scenie. Tamże katafalki, kościotrupy. Z góry spływają pogrzebowe chorągwie. Może to wszystko jest "średniowieczne", a może - secesyjne. Kołatka Charona akompaniuje fragmentom wielkiej poezji częściej i głośniej niż kosmologiczna muzyka Pendereckiego, pełna zresztą naturalistycznych efektów: grzmotów, świstów i ech. Przedstawienie jakby w zapajęczonej kostnicy; piękny, polotny antyk Dantego rozegrany na cmentarzu. Scena wchodzi w rzędy krzeseł drewnianym podium zakończonym stromą drabiną. Dwie mniejsze drabiny uwieńczone połamanymi kołami stoją po bokach sali i dźwigają potępionych, wymalowanych w mózgi, mięśnie i jelita, niczym plansze z anatomicznego albumu. Po scenie, po drabinie, wzdłuż podium przeciągają pokutujący. Wrzeszcz