W TEATRZE Współczesnym dokonała się rzecz ważna. Odbyła, się prapremiera "Janulki, córki Fizdej-ki", utworu będącego ważnym ogniwem w łańcuchu dramaturgicznej puścizny Witkacego, nie do końca jeszcze przez nas poznanej i przez próbę sceny zweryfikowanej. "Janulka" wydaje się utworem szczególnym, zagęszczonym, bogatym w znaczenia, odcienie i aluzje. Można ją rozbierać jak cebulę i nawet się popłakać; pod wierzchnimi warstwami błazeńskiej kpiny (wyłażącej już z didaskaliów) ukryte jest pesymistyczne, ponure jądro dekadenckiej zgoła historiozofii. Ma to być sztuka o historii, wydaje się też sztuką o tym dziwnym miejscu w punkcie przełomu między epokami, w którym powstaje próżnia, a w konsekwencji nieunikniona ze względu na różnice ciśnień - wielka katastrofa. W takim punkcie, usytuowanym poza realnym czasem ("Sam nie wiem, w którym wieku żyję: w XIV czy XXIII" wyznaje Fizdejko), toczy się grą, podjęta przez menażerię dziwnych post
Tytuł oryginalny
Prapremiera "Janulki"
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Robotnicza nr 227